Klinika weterynaryjna, w której Monika Richardson leczyła psa, WYDAŁA OŚWIADCZENIE!
Klinika weterynaryjna, w której Monika Richardson leczyła swojego psa, wydała oświadczenie w odpowiedzi na słowa dziennikarki, która twierdzi, że po podzieleniu się swoimi doświadczeniami padła ofiarą "lobby biznesu weterynaryjnego".
Kilka dni temu Monika Richardson podzieliła się w mediach społecznościowych smutną wiadomością o śmierci swojego ukochanego psa. Paco, jej wieloletni towarzysz, połknął fragment gumowej zabawki, co wymagało natychmiastowej interwencji weterynaryjnej. Mimo wysiłków lekarzy, nie udało się go uratować. W ostatni piątek dziennikarka powróciła do tej bolesnej sprawy, publikując kolejny post. Skupiła się w nim na trudnych doświadczeniach związanych z opieką weterynaryjną oraz kosztach leczenia - opublikowała zdjęcie rachunku, którego kwota przekraczała 1800 złotych.
Wiecie, ja się nie znam oczywiście, ale wydaje mi się, że czegoś tutaj zabrakło. Jakiejś elementarnej przyzwoitości, odrobiny empatii. Mam wrażenie, że coś się zepsuło podczas zamiany pacjenta na klienta, a opisu leczenia na "raport sprzedaży" Ale może się mylę - pisała wówczas.
W niedzielny poranek zabrała głos ponownie, tym razem odpowiadając na krytykę, która spadła na nią po opisaniu historii Paco. Stwierdziła, że jej wyznanie stało się pretekstem do ataków - w komentarzach zaczęły dominować złośliwe uwagi, personalne przytyki i oskarżenia, często publikowane z anonimowych kont. Richardson uważa, że stała się ofiarą zorganizowanego hejtu. Dodajmy, że wcześniej ujawniła dane lekarza, który leczył jej psa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Monika Richardson zapytana u ukochanego. Odpowiedziała w wymowny sposób.
Post dziennikarki odbił się szerokim echem w środowisku lekarzy weterynarii, wywołując poruszenie i liczne komentarze. Skontaktowaliśmy się z kliniką, którą dziennikarka wskazała w swoim wpisie, z prośbą o stanowisko - jednak nie otrzymaliśmy odpowiedzi. We wtorek placówka opublikowała oświadczenie na swoim profilu na Instagramie.
Ostatnie dni przyniosły wiele emocji, dlatego chcemy odnieść się do sytuacji, która dotyczyła jednego z pacjentów kliniki Veterio - Paco. Każdego dnia podejmujemy trud ratowania życia naszych podopiecznych, wkładając w to wiedzę, doświadczenie i zaangażowanie. Niestety, mimo najlepszych starań, nie zawsze jesteśmy w stanie pomóc. Takie sytuacje są nieodłącznym, choć bolesnym elementem naszego zawodu, który wymaga nie tylko kompetencji medycznych, ale i dużej odporności psychicznej oraz empatii - czytamy.
W dalszej części oświadczenia klinika odniosła się do szerszego kontekstu pracy zespołu weterynaryjnego, podkreślając, że każda interwencja to rezultat zbiorowego wysiłku, zaangażowania i wiedzy całego personelu. Zwrócono uwagę, że niezależnie od efektu leczenia, każda procedura niesie ze sobą konkretne koszty oraz emocjonalne obciążenie.
Mimo to każda procedura medyczna to wynik wspólnego wysiłku całego zespołu – to czas, wiedza i pełne zaangażowanie, które niosą za sobą określone koszty, niezależnie od ostatecznego rezultatu leczenia. Ból związany ze stratą ukochanego zwierzęcia jest zrozumiały. Uważamy jednak, że media społecznościowe nie stanowią odpowiedniej przestrzeni do merytorycznej dyskusji na temat indywidualnych przypadków. Dyskusja na forach internetowych pociąga za sobą zbyt wiele emocji, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Odczuliśmy je wszyscy bardzo mocno. W obliczu licznych wyzwań, jakie niesie nasz zawód, to właśnie wzajemne wsparcie i solidarność dodają nam sił i motywacji do działania. Dlatego pragniemy serdecznie podziękować całemu środowisku weterynaryjnemu jak i każdej osobie indywidualnie za nieocenioną pomoc i zaufanie. Dziękujemy za każdy gest, każde słowo otuchy i za wspólną walkę o dobro naszych pacjentów.