Krystyna Janda o życiu w cieniu hejtu: "Nie chodzę na premiery, właściwie nie chodzę do restauracji i kawiarni"
Krystyna Janda w rozmowie z Polskim Radiem RDC opowiedziała o swojej codzienności oraz o trudnościach związanych z hejtem. "Nie prowokuję, bo nie bywam nigdzie prywatnie" - przekonuje 72-latka.
Podczas audycji "Zmałpychwstanie" w Polskim Radiu RDC, Krystyna Janda podzieliła się swoją perspektywą na temat życia pełnego wyzwań zawodowych i osobistych oraz zmagań z hejtem w sieci.
Aktorka, która od lat jest jedną z ikon polskiej sceny artystycznej, mówiła również o okresie po śmierci męża i swojej decyzji o niezawiązywaniu nowych związków. Podkreśliła, że otaczają ją młodzi przyjaciele z fundacji, co daje jej poczucie spełnienia i zadowolenia.
Jestem osobą spokojną, zrównoważoną i spełnioną. Nie mam jakichś tęsknot. Nie marzę o miłości, mam towarzystwo. Mam wielu przyjaciół, przede wszystkim tych młodych w fundacji, którzy są koło mnie i którzy patrzą na mnie. Muszę uważać, co robię, jak się zachowuję, jednak jestem głową tej fundacji i to dyktuje sposób funkcjonowania. Nie odczuwam żadnych braków – wyznała aktorka.
Przerażona Janda: "Nie ma ratunku znikąd. PiS jest jak młot pneumatyczny, mają wszystko!"
Intensywne życie zawodowe
Krystyna przyznała, że ostatnie dwie dekady były dla niej czasem intensywnej pracy. Jak sama zaznacza, jej zaangażowanie w sztukę jest tak głębokie, że nie obawia się o przyszłość swojej działalności.
Przez ostatnie 20 lat zrobiłam bardzo dużo. W samej fundacji zrobiłam 38 reżyserii, oprócz tego, że zagrałam 20 ról. To jest taki warsztat pracy, że o nic się nie boję. Ludzie mogą o mnie zapomnieć, ale jak zrobiłam coś, z czego sama jestem zadowolona i co mnie cieszyło... Mam nadzieję, że to zostawiam dla innych i przejmie to moja córka w pewnym momencie i będą wszyscy dzielić się tą sztuką na ich warunkach – mówiła Krystyna Janda w Radiu RDC.
Aktorka wyjaśniła, że choć nie uważa się już za "gwiazdę", to poświęca się prowadzeniu warszawskich scen Teatru Polonia i Och-Teatru. Zaznaczyła, jak istotne są dla niej te zadania.
Zmienia się moja optyka na samą siebie. Jestem od 20 lat osobą usługową. Nie jestem gwiazdą – przekonuje.
Hejt i krytyka
Temat hejtu był kluczowy w rozmowie z RDC. Krystyna Janda podkreśliła, że nienawiść, z którą się spotyka, nie dotyka jej podczas występów teatralnych, a incydenty na widowni są szybko rozwiązywane przez publiczność.
Po pierwsze przestałam czytać komentarze - wyznała. Czasem to jest taki ściek, że to się nie mieści w żadnej kategorii, dlatego przestałam to zwyczajnie czytać. Nie usuwam tego, niech to sobie zostanie, to jest znak czasu. Jakieś incydentalne rzeczy, że ludzie wychodzili, ale szybko publiczność sobie z nimi dawała radę. Jak staliśmy razem z Maćkiem Stuhrem na scenie, to przeciwko naszej dwójce ktoś tam, coś tam... To wtedy natychmiast publiczność na sali to regulowała. Poza tym, do naszego teatru nie przychodzi "tamta" strona. Nie sądzę, żeby na widowni byli ludzie, którzy robią te wpisy internetowe. Zawsze były pełne sale i zawsze miałam partnera do rozmowy na poziomie scenicznym – mówiła z uśmiechem.
Mimo że osobista rozpoznawalność nie przekłada się na obecność w mediach publicznych, Janda zaczęła udzielać więcej wywiadów i pojawiać się w telewizji. Próbując dotrzeć do szerszej publiczności, mierzy się jednak z krytyką dotyczącą każdego, nawet najmniejszego odchyłu od normy.
Aktorka przyznała, iż podobne doświadczenia mają także inne postacie publiczne, takie jak Olga Tokarczuk, która również zmaga się z ciężarem publicznej krytyki. Janda dodaje, że nie podjęła działań prawnych wobec kłamstw na temat jej fundacji, choć czasem rozważa taką reakcję.
W rozmowie zdradziła także, że mimo intensywnej działalności zawodowej prowadzi zwyczajne życie, unikając rozgłosu i niechętnie pokazując się prywatnie w mediach czy na wydarzeniach towarzyskich.
Nie prowokuję, bo nie bywam nigdzie prywatnie. Nie chodzę na premiery, właściwie nie chodzę do restauracji i kawiarni. Oczywiście chodzę po mieście, robię zakupy, ale robię to w Milanówku, gdzie mnie wszyscy znają i zdarza mi się pobiec po chleb w piżamie - mówiła.