W nocy z 2 na 3 lipca zmarł 28-letni piłkarz Liverpoolu i reprezentacji Portugalii. Diogo Jota podróżował z młodszym bratem przez hiszpańską prowincję Zamora, kiedy ich samochód niepodziewanie wypadł z drogi, a następnie stanął w płomieniach. Przybyłym na miejsce służbom nie udało się ich uratować.
Prywatnie piłkarz był ojcem trójki dzieci i świeżo upieczonym mężem. Zaledwie 11 dni przed wypadkiem stanął na ślubnym kobiercu z wieloletnią partnerką Rute Cardoso. Jeszcze kilka godzin przed śmiercią dzielił się w mediach społecznościowych swoim szczęściem i publikował nagranie z ceremonii.
Szczegóły wypadku
W czwartek w sieci zaczęły się pojawiać materiały z miejsca zdarzenia. Internauci uwiecznili pracujące na miejscu służby i szczątki spalonego Lamborghini na poboczu. Teraz w zagranicznych mediach pojawiają się kolejne szczegóły wypadku. Daily Mail informuje, że piłkarz zapewne wracał do Wielkiej Brytanii, bo Liverpool w poniedziałek ma rozpocząć treningi.
Rui Loura, redaktor sportowy CNN przekazał na żywo, że 28-latek miał problemy z płucami i ze względu na operację, którą przeszedł niedawno, powinien unikać latania samolotem. Jego zdaniem właśnie dlatego wybrał podróż samochodem do miasta portowego, skąd miał wyruszyć w dalszą drogę.
Przeszedł operację płuc i odradzano mu po niej latanie - stwierdził, po czym dodał:
Był w drodze do północnego hiszpańskiego miasta portowego Santander, aby przepłynąć promem i dotrzeć do Wielkiej Brytanii, a po dotarciu do Wielkiej Brytanii kontynuować podróż samochodem. Był w drodze do Liverpoolu ze swoim bratem.
Jego zdanie podziela dziennikarz, Victor Pinto, który powiedział portugalskiej stacji CMTV, że najprawdopodobniej bracia spieszyli się na prom. Diogo miał dzięki temu uniknąć lotu samolotem.
Diogo czasami decydował się na podróż drogą lądową, ponieważ miał pewne dolegliwości płucne, nic poważnego, a jak wiemy, istnieje prom łączący południe Anglii z Hiszpanią - przekazał.
ZOBACZ: Jakie wykształcenie ma Wojciech Szczęsny? W sprawie edukacji nie powiedział ostatniego słowa