Ujawniono nagranie z PRZESŁUCHANIA Kajetana P.! Tak tłumaczył swoją zbrodnię: "To była wewnętrzna konieczność" (+18)
W 2016 roku Kajetan P. zamordował lektorkę języka włoskiego w jej mieszkaniu, po czym poćwiartował i podpalił zwłoki. Po zatrzymaniu przyznał się do winy, jednak wyznał, że "nie żałuje". Zobaczcie, co wtedy mówił.
W 2016 roku Polską wstrząsnęła sprawa brutalnego morderstwa na warszawskiej Woli. Ofiarą była 30-letnia Katarzyna J., lektorka języka włoskiego. Sprawca, Kajetan P., zabił ją, zadając nożem cios w szyję, po czym poćwiartował jej ciało, przewiózł je taksówką do swojego mieszkania na Żoliborzu i podpalił.
Dwa tygodnie później mordercę zatrzymano na Malcie. W trakcie przesłuchania mężczyzna przyznał się do zbrodni, ale nie okazywał skruchy. Wyznał, że Katarzyna J. była przypadkową ofiarą, a telefon do niej znalazł wśród ogłoszeń o korepetycjach językowych. Jak twierdził, postanowił zabić człowieka bo "miał potrzebę samodoskonalenia".
W 2021 roku Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Kajetana P. na dożywocie, a dwa lata później Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok. Argumenty obrony o ograniczonej poczytalności oskarżonego nie były dla sądu okolicznością łagodzącą.
Wstrząsające zeznania "Hannibala z Żoliborza"
Teraz o sprawie ponownie jest głośno, po tym jak serwis "Gazeta.pl" opublikował fragment przesłuchania Kajetana P. Na nagraniu młody bibliotekarz szczegółowo tłumaczy, jak zmagał się ze swoimi "słabościami". Przesłuchująca go prokurator Magdalena Kołodziej wspomina, że zrobił na niej wrażenie "osoby inteligentnej, dążącej do perfekcjonizmu".
Chciałem się pozbyć wszystkich ludzkich słabości. Czułem, że one mnie upokarzają (...). Sport, pływanie, bieganie, dłuższe wyprawy do lasu. Wszystko po to, żeby wyrzec się tych słabości - tłumaczył morderca.
W pewnym momencie P. zaczął odczuwać przymus zrobienia komuś krzywdy.
To wszystko, narastając, doprowadziło do tego, że musiałem kogoś zabić. Nie było odwrotu. To była wewnętrzna konieczność, kolejny etap wewnętrznej ewolucji - wyjaśniał P.
W trakcie przesłuchania "Hannibal z Żoliborza" wyznał, że jego zdaniem "życie człowieka nie jest więcej warte od życia komara czy świni".
Człowiek zasługuje, aby być potraktowany tak samo jak świnia, którą zarzyna na obiad. I jestem co do tego przekonany również teraz. (...) Wylewamy łzy nad człowiekiem. Czemu? - pytał.
P. przyznał, że miał problemy w kontaktach z kobietami, które uważał za gorsze od mężczyzn. Nie mógł znieść obecności ludzi. Miał wrażenie, że wszyscy wokół go oceniają i szydzą z niego. Przeszkadzali mu koledzy z pracy i współlokatorzy w mieszkaniu. Planował nawet zabić jednego z nich, ale ten zdążył się wyprowadzić.
Morderca opowiadał też o swoim dzieciństwie. Wyznał, że ojciec stosował wobec niego przemoc, przez co narastała w nim agresja i frustracja. Po latach dorosły już Kajetan pojechał do ojca i "zlał go pasem tak, jak on kiedyś jego".
Skrupulatny plan morderstwa i brak wyrzutów sumienia
Kajetan P. starannie przygotował się do zbrodni. Już dzień wcześniej pojechał pod adres korepetytorki, aby obejrzeć okolicę i sprawdzić, czy nie ma tam monitoringu. Nazajutrz jak zwykle poszedł do pracy w bibliotece, a wracając, odwiedził pralnię, aby "wyglądać schludnie i wzbudzać zaufanie".
Po przybyciu do mieszkania korepetytorki morderca czekał, aż kobieta poda mu herbatę. W pewnym momencie zaszedł ją od tyłu i ugodził nożem. W torbie miał ze sobą piłę, bo zamierzał umieścić ciało ofiary w wannie i przeciąć je na pół. Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem, bo okazało się, że kobieta miała w łazience prysznic.
Potem nastąpiły kolejne "komplikacje". Morderca nie spodziewał się, że pojawi się aż tak dużo krwi. Gdy wracał taksówką do domu, torba ze zwłokami zaczęła przeciekać, co zwróciło uwagę kierowcy. Po dotarciu do mieszkania podpalił zwłoki, ale mieszkańcy budynku szybko zauważyli dym i wezwali straż pożarną, która dokonała makabrycznego odkrycia.
Dostałem się do mieszkania z torbami z ofiarą i myśl była taka, że w każdym momencie może nadjechać policja. A więc ucieczka. Liczyłem, że się uda jeszcze spalić to wszystko, ale się nie udało - mówił podczas przesłuchania P.
Pełnomocnik rodziny ofiary zapytał mordercę, czy zbrodnia przyniosła mu oczekiwaną ulgę.
Udało mi się wykonać jakiś krok naprzód. To było coś, co musiało się wydarzyć. Podchodziłem do tego rozumowo, na chłodno. Ulga? Satysfakcja? Każde z tych pojęć nie trafia, może były we mnie jakieś cząsteczki z nich i może jeszcze paru innych uczuć - odparł.