Żona "polskiego royalsa" i hrabianka ze smykałką do interesów. Kim jest Helena Mańkowska? "Z biznesem jestem związana od zawsze"
Jan Lubomirski-Lanckoroński i Helena Mańkowska coraz częściej goszczą razem na salonach. Żona "polskiego royalsa" ma nie tylko arystokratyczne korzenie, ale także spore doświadczenie w biznesie.
Jan Lubomirski-Lanckoroński funkcjonuje w mediach już od wielu lat. Najpierw pojawiał się na salonach w towarzystwie Dominiki Kulczyk, z którą był związany węzłem małżeńskim przez 12 lat, a dziś gości na ważnych wydarzeniach z hrabianką Heleną Mańkowską u boku. Para pobrała się w 2020 roku i w międzyczasie na świat przyszła ich córka.
Zobacz też: Jan Lubomirski-Lanckoroński z żoną przyjechali rolls-roycem na otwarcie sezonu na Służewcu
"Słyszałam od taty o naszym pochodzeniu". Kim jest Helena Mańkowska?
O tym, że "polski royals" był mężem córki miliardera, wiedzą już chyba wszyscy. Jego obecna żona ma natomiast nie tylko arystokratyczne korzenie, ale też smykałkę do interesu, co sama przyznała w jednym z wywiadów. Biznesowego know-how uczyła się od ojca, który ma w tej dziedzinie bogate doświadczenie, ale w międzyczasie pracowała też dla kilku znanych firm. Ukończyła również jedną z paryskich szkół handlowych.
Pracowałam w firmie Cartier, w domu handlowym Printemps i w prasie wydawnictwa Hachette Filipacchi. Z biznesem jestem związana od zawsze, bo mój ojciec swoją firmę zakładał 25 lat temu. Od zawsze słyszałam o sytuacjach, jakie wynikają z prowadzenia własnej firmy i jak sobie z nimi radzić - przyznała w rozmowie z magazynem "Wprost".
To od niego dowiedziała się też, że ich rodzina ma arystokratyczne pochodzenie. Jak twierdzi, odczuła to jednak w pełnym wymiarze dopiero w Polsce.
We Francji słyszałam od taty o naszym pochodzeniu, ale nigdy nie wiedziałam dokładnie, o co chodziło. Dopiero w Polsce, gdy pierwszy raz przyjechałam na wesele i poznałam pół tysiąca kuzynek i kuzynów, zrozumiałam siłę naszej polskiej rodziny - wspominała. Pojęłam, jak piękną mamy tradycję, wspomnienia. Dla mnie tym właśnie jest arystokracja. Ma ona znacznie większe znaczenie. Jest synonimem dzielenia identycznych wartości rodzinnych i wspólnej historii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Były mąż Dominiki Kulczyk: "Polacy coraz przychylniej postrzegają rodziny arystokratyczne"
Korzenie korzeniami, ale z czegoś przecież żyć trzeba. Tu hrabianka Helena nie ma jednak powodów do zmartwień, bo według KRS jest wiceprezesem zarządu Thermaleo i Thermaleo Plus, prokurentem Pieniny Grand i członkinią organu nadzorczego Uzdrowiska Szczawnica. Z ostatnim z wymienionych wiąże się zresztą pewna historia, którą kiedyś naświetliła w rozmowie z tym samym medium.
Uzdrowisko Szczawnica należało do mojego pradziadka, zostało mu odebrane po wojnie. Udało nam się je odzyskać prawie 10 lat temu. Później dokupiliśmy kilka nieruchomości. Obecnie jesteśmy właścicielami 30 hektarów w centrum miasta. Staramy się systematycznie krok po kroku odnawiać budynek - opisywała.
Jednocześnie Mańkowska jest członkinią zarządu Fundacji Andrzeja Mańkowskiego Szczawnica oraz prezesem Fundacji im. Karoliny Lanckorońskiej. O historii jej i bliskich możemy się też nieco dowiedzieć z oficjalnej strony pierwszej z organizacji.
Po wojnie majątek został skonfiskowany, a rodzina hrabiego rozjechała się po świecie. Po 1989 roku kurort zaczął podupadać, aż do 2005 roku, kiedy dzięki odzyskaniu dużej części uzdrowiska, pojawiła się szansa na przywrócenie Szczawnicy dawnego blasku. Od tego momentu Andrzej Mańkowski, wnuk hrabiego Adama Stadnickiego, wraz z trójką swoich dzieci - Heleną, Krzysztofem i Nicolasem - zdecydował się przywrócić Szczawnicy dawny splendor i czar.
Wygląda więc na to, że u niej i Jana układa się zarówno biznesowo, jak i prywatnie. Niedawno opowiedzieli nieco o ich znajomości w rozmowie z "Halo tu Polsat".
My się poznaliśmy u kuzyna. Myślę, że Jaś zawsze był takim rycerzem. Na pierwsze spotkanie przyjechał karetą, z kwiatami - opowiadała, a on dodał: W dzisiejszych czasach myślę, że już jest bardziej nowocześnie, ale rzeczywiście, w tych dawnych czasach mieliśmy kojarzenie par na zasadzie jakichś rodzinnych interesów. Dziś jest zupełnie inaczej, chociaż nam akurat tak się zdarzyło, że jesteśmy krewnymi, dalekimi bardzo. W pokoleniu mojego dziadka, to razem z babką mieli pokrewieństwo pierwszego stopnia. Na to była potrzebna specjalna zgoda papieża.