Antoni Pawlicki i Agnieszka Więdłocha nigdy nie należeli do par, które przesadnie dzielą się prywatnością z mediami. Tym większym zaskoczeniem jest więc ich wizyta w "Halo tu Polsat", gdzie rozprawiali o terapii dla par. Ma to jednak drugie dno, gdyż tak właśnie zatytułowano spektakl z ich udziałem.
Opowiada o czymś bardzo ważnym, czyli o tym, że warto dbać o siebie, o swój związek i warto iść na terapię i przepracować jakieś traumy, jakieś złe doświadczenia i czasami zastanowić się, czy warto w ogóle jeszcze być ze sobą, czy rzucić to wszystko, zacząć od nowa - przekonywała Agnieszka.
Wbrew pozorom już jesteśmy trochę ze sobą i też właśnie wydaje się nam, że to jest dobry moment na terapię - wtórował jej Antoni.
Antoni Pawlicki i Agnieszka Więdłocha o ich związku
W rozmowie z Aleksandrem Sikorą i Olą Filipek nie poprzestali jednak wyłącznie na promocji sztuki i mimo wszystko uchylili nieco rąbka tajemnicy. Agnieszka opowiedziała na przykład, jakie były jej wrażenia, gdy po raz pierwszy się spotkali.
Poznaliśmy się tak naprawdę na castingu do serialu - wspominał Pawlicki. Ja byłem na castingu. A moja żona już miała tę rolę.
My się spotkaliśmy na pierwszej próbie czytanej miesiąc później. Ja byłam na drugim roku studiów szkoły teatralnej i pamiętam, że Antoni wszedł na tę próbę, taki pewny siebie wchodzi, taki gość, siema, siema, cześć, jestem Antoni. Pomyślałam: co to za zjawisko ten gość? - wspomina Agnieszka.
Zobacz także: Agnieszka Więdłocha i Antoni Pawlicki FLIRTUJĄ na Instagramie! Rzadko dzielą się takimi kadrami (WIDEO)
Nie mogło jednak zabraknąć oczywistego pytania, czyli właśnie o ewentualne problemy w związku, które mogłyby wynikać z mieszania się życia zawodowego z prywatnym.
Mam wrażenie, że naprawdę jest tak, że dla nas praca jest terapią. My, ponieważ się poznaliśmy w pracy, to bardzo lubimy wspólnie pracować i mamy wspólne podejście do swojego zawodu, więc myślę, że każda z par powinna znaleźć coś takiego dla siebie, coś, co ich bardzo mocno łączy. I akurat dla nas jest to praca - przyznał aktor. Więc dla nas praca jest w ogóle takim rodzajem terapii. My uwielbiamy wspólnie pracować, wspólnie kibicujemy sobie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Okazuje się, że praca nad spektaklem nie pozostała bez wpływu na ich relację, o wspominała Agnieszka.
Ja się przyznaję, że ten spektakl też wpłynął na mnie tak bardzo pozytywnie, jeżeli chodzi o pójście na terapię. Ja się przyznaję, że ten temat jest mi dość obcy. Wszędzie się o tym mówi i uważam, że bardzo dobrze. Natomiast rzeczywiście otworzyłam się na taki rodzaj przepracowania pewnych rzeczy, że nie przepracowuję tego tylko w swoich rolach, nie tylko w pracy, ale pomyślałam o tym, że jednak pójście na terapię i przepracowanie jakichś takich swoich rzeczy, o których samemu gdzieś nawet nie wiemy, że one są w nas, że jest to jednak coś bardzo wartościowego.
Świadomość tego, że każdy niesie za sobą bagaż i ten bagaż zawsze będzie wpływał na obecną relację, po prostu warto budować świadomość i nie warto podchodzić do tego w ten sposób, że jak idziemy na terapię, to jest coś z nami nie tak. Ten, kto myśli, że nie potrzebuje terapii, to właśnie potrzebuje jej najbardziej - zgodził się z nią Antoni.