Pod koniec 2017 roku zmarł jeden z najbardziej lubianych bohaterów reality show Chłopaki do wzięcia, Roman Paszkowski, nazywany Napoleonem. Przyczyną śmierci był najprawdopodobniej zawał serca.
Paszkowski miał, niestety, zrujnowane zdrowie przez nadmierny i trwający latami pociąg do alkoholu. Po jego śmierci pojawiły się opinie, że ekipa programu mogła go lepiej przypilnować, a tymczasem tylko go wykorzystała, bo zabawnie wypadł przed kamerą. Mimo że Paszkowski otwarcie przyznawał w programie, że ma problemy z alkoholem, producent Chłopaków do wzięcia w rozmowie z Party idzie w zaparte, że nie miał o tym pojęcia.
Nigdy Romka nie widziałem pijanego - zapewnia Jerzy Morawski. Alkohol występował tylko w jego opowieściach. Według mnie był bardzo obowiązkowy, czasem odmawiał nagrania, bo mówił, że ma pracę. Dla mnie miał w sobie wewnętrzną mądrość, a w ostatnich nagraniach było widać pewną przemianę.
Podobno problem Romka pogłębił się odkąd zaczął dostawać pieniądze od producentów programu. Morawski zapewnia, że nic takiego nie miało miejsca.
W dokumencie nigdy nie powinno być gaży dla uczestników - wyjaśnia w Party. Istnieje wtedy podejrzenie, że bohaterowie, zamiast szczerze opowiadać o sobie, będą zmyślać i naginać rzeczywistość. My nie jesteśmy w stanie ich sprawdzić, oprócz tego, co widzimy i co oni mówią. Ale wszyscy, którzy oglądają "Chłopaków do wzięcia" widzą, jak niektórzy żyją. Przyjeżdżamy i widzimy, że nie mają coś jeść, że nie mają pracy, dlatego dajemy pieniądze, aby im trochę pomóc. Ale tak naprawdę nie ma budżetu na honoraria dla uczestników, to nie jest telenowela i napisane role. To jest życie.
Tymczasem portal Na Temat dotarł do nieoficjalnym informacji, że Paszkowski dostawał "pod stołem" 500 złotych za odcinek. Niestety, wszystko przepijał. Jak ujawnił pracownik Urzędu Gminy Sońsk, który znalazł uczestnikowi pracę, kiedy tylko otrzymywał pieniądze od producentów, od razu pojawiali się przy nim koledzy, zaczynała się wielodniowa libacja, zaś Romek przestawał pojawiać się w pracy.
Jeszcze w programie pan Romek wypowiadał się, że w końcu znalazł zatrudnienie. My, jako Urząd Gminy Sońsk, mu ją zaproponowaliśmy - potwierdza urzędnik. Była to praca na podstawie umowy Urzędu Gminy z Powiatowym Urzędem Pracy w Ciechanowie, chodziło mianowicie o staż. Niestety, pan Romek, z własnej winy, go nie dokończył. W sumie przepracował trzy miesiące. Wykonywał drobne prace: uzupełniał z naszymi pracownikami gospodarczymi ubytki w nawierzchniach asfaltowych, wykonywał prace porządkowe, jak np. opróżnianie koszy. Nie była to praca o wygórowanych ambicjach, ale zaproponowaliśmy panu Romanowi to, co było tylko możliwe. Miał duże wsparcie z naszego Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sońsku. Pracownice GOPS naprawdę o niego dbały i doradzały mu w wielu kwestiach. Poprosił panią wójt o przedłużenie stażu o kolejne dwa miesiące i taka umowa była już podpisana. Problem w tym, że już praktycznie tego przedłużenia nie odbył. Nie stawiał się do pracy.