W czwartek Lil Masti opublikowała oświadczenie, w którym ogłosiła, że ostatnimi czasy zapadły dwa korzystne dla niej i męża wyroki w sprawach przeciwko Gimperowi. Jedna z naczelnych przedstawicielek sceny sharentingowej w kraju poszła też za ciosem i przekazała wieści o starcie Fundacji Dzieci są z Nami.
Zobacz: Lil Masti wygrała w sądzie z Gimperem! "Postawił nas w roli AGRESORÓW w stosunku do swojego dziecka"
Lil Masti ogłasza start jej inicjatywy. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę komentuje
Jednym z założeń inicjatywy influencerki ma być "popularyzowanie wizerunku dzieci w przestrzeni publicznej", co spotkało się z dość mieszanymi reakcjami internautów. Część komentujących zaczęła oznaczać profil Rzecznika Praw Dziecka, głos zabrała również Maja Staśko.
Czy to jakiś żart? W dobie sharentingu i coraz większej liczby przykładów tego, jak poważne zagrożenia płyną z udostępniania wizerunku dzieci w internecie przez rodziców - influencerka robiąca kontent ze swoim małym dzieckiem zakłada taką fundację? "Czarne lustro" pisze się na naszych oczach. Przerażające.
W piątek na profilu Lil Masti pojawiło się kolejne oświadczenie, w którym ta twierdzi, że nie ma naukowych dowodów na negatywny wpływ sharentingu na rozwój dziecka. Uważa też, że pojęcie to jest traktowane po prostu jako "zarabianie na dzieciach", z czym się nie zgadza.
Fundację Dzieci są z Nami postanowiliśmy założyć w trakcie trwania procesu sądowego o hejt i nagonkę, podczas którego spotkaliśmy się z propagowaniem własnego światopoglądu przez osoby wykonujące zawody społecznie odpowiedzialne. Pomimo jasnego stwierdzenia przez nie, że NIE MA BADAŃ NAUKOWYCH ŚWIADCZĄCYCH O NEGATYWNYM WPŁYWIE SHARENTINGU NA ROZWÓJ DZIECKA (są jedynie publikacje), kontynuowały swój światopoglądowy i agresywny ton - czytamy. Wiele komentarzy zwolenników aktywistów pokazuje, jak płytko rozumiany jest sharenting, kojarząc go jedynie z "zarabianiem na dzieciach". To najlepszy dowód na to, że w tej dziedzinie jest jeszcze wiele do zrobienia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Redakcja Pudelka postanowiła skontaktować się z Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W rozmowie z nami rzeczniczka prasowa inicjatywy zwraca uwagę, że sharenting może naruszać prawo dzieci do prywatności i to one potem ponoszą konsekwencje decyzji rodziców.
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę od lat aktywnie edukuje społeczeństwo na temat zagrożeń związanych z nieprzemyślanym udostępnianiem wizerunku dzieci w internecie. Sharenting, czyli publikowanie zdjęć i informacji o dzieciach przez rodziców, może prowadzić do naruszenia prawa dziecka do prywatności i narażać je na realne niebezpieczeństwo. Zdjęcia wrzucone do sieci mogą zostać wykorzystane w sposób, nad którym rodzice nie mają kontroli. Wystarczy jeden nieprzemyślany post, by materiał został przerobiony, udostępniony dalej lub użyty w szkodliwym kontekście. Zgodnie z Konwencją o prawach dziecka oraz polskimi przepisami cywilnymi, każde dziecko ma prawo do prywatności, godności i ochrony wizerunku.
FDDS zauważa, że potrzebne są jasne regulacje, które pozwoliłyby zapewnić dzieciom bezpieczeństwo. Przypomina też, że największa odpowiedzialność spoczywa właśnie na rodzicach.
To dorośli ponoszą odpowiedzialność za podejmowanie decyzji, które służą dobru dziecka, również w przestrzeni cyfrowej. Władza rodzicielska wiąże się z troską, uważnością i świadomością możliwych konsekwencji. Dzieci nie mają wpływu na to, co trafia do sieci, ale ponoszą skutki publikacji, często na wiele lat. Potrzebujemy większej świadomości społecznej i jasnych regulacji, które zapewnią dzieciom skuteczną ochronę w środowisku online. Odpowiedzialne korzystanie z Internetu to fundament bezpiecznego rozwoju dzieci w erze cyfrowej - powiedziała nam Wiktoria Kinik, rzeczniczka prasowa Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.