Krzysztof Gojdź kilka lat temu porzucił Polskę i przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, gdzie prowadzi kliniki odwiedzane przez światowe gwiazdy, takie jak Paris Hilton czy Lana Del Rey. Jego życie w USA pełne jest luksusu, co chętnie relacjonuje w mediach społecznościowych, pokazując m.in. swoje żółte Ferrari Portofino warte ponad milion złotych.
Kwestia pieniędzy raczej nie spędza mu snu z powiek - jak sam przyznał, nie wie nawet, ile posiada nieruchomości.
Nie pamiętam.... Dziesięć, piętnaście? To nieistotne. Istotne, że jestem zakochany, cieszę się każdą chwilą spędzoną z osobą, którą kocham. (...) Trzeba się cieszyć życiem, czerpać z tego życia. Ja swoje pieniądze w życiu zarobiłem. Teraz po prostu zabawa i chęć takiego fajnego życia. (...) Ja pieniędzy mam już naprawdę wystarczająco. Oczywiście zawsze można mieć więcej. Ostatnio kupiłem piękny dom w Miami. No wiadomo, jacht może za chwilę... - mówił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gojdź pojawił się również na pokazie Macieja Zienia w Warszawie. W rozmowie z naszą reporterką przyznał, że skorzystał z prywatnego samolotu, aby dostać się do stolicy Polski. Nie przyleciał jednak sam - jak zaznaczył, na takie luksusy wciąż nie może sobie pozwolić w pojedynkę. Mimo to kwota, którą zapłacił za przelot, i tak robi wrażenie.
Jeszcze nie stać mnie na to, żeby kupić sobie private jet, ale zawsze jest opcja wynajęcia private jeta, więc faktycznie - tak, przyleciałem dzisiaj private jetem do Warszawy. Ale nie moim, jeszcze. Ostatnio strasznie dużo podróżuję, bo wczoraj byłem w Nowym Jorku, jeszcze dwa dni temu w Chicago, trzy dni temu u mnie w domu - w Los Angeles. Więc faktycznie, przy takim podróżowaniu potrzebujesz takiego private jeta, bo inaczej nie dasz rady tak latać.
Pytanie - czy sam, czy na spółkę. No, jeżeli na spółkę, to jest około 100 tysięcy dolarów w jedną stronę. Leciałem na spółkę - nie stać mnie na razie na takie podróże. Ale dlaczego nie w przyszłości? Dlatego, że jeżeli ja spędzam w samolocie około 30–40% mojego czasu w miesiącu, to jest to faktycznie już moment, kiedy człowiek zaczyna się zastanawiać, czy nie trzeba kupić sobie private jeta. Ale na razie nie stać mnie na to - odpowiedział dopytany o cenę takiej "przyjemności".
Krzysztof Gojdź ma torebkę za ponad 120 tys. złotych
Simona Stolicka zauważyła, że Gojdź trzyma w dłoni torebkę Hermès Birkin, wartą ponad 100 tys. złotych. To luksusowy model, niedostępny dla każdego. Lekarz należy jednak do elitarnego grona i może sobie pozwolić na taką przyjemność bez oczekiwania w długiej kolejce. Andziaks nie ma tyle szczęścia.
Nie, no ja jestem fanem. Jak wiesz, nie jest łatwo zdobyć taką torbę, bo czekasz w kolejce rok, dwa lata, i trzeba tam faktycznie zdobyć status takiego przyjaciela. Tak samo jak z Rolexem, czy z innymi tego typu luksusowymi rzeczami. To po prostu zwykła męska torba, faktycznie pomieści dużo rzeczy. Co ja tutaj mam? Proszę bardzo, mam bluzę, bo jest w Warszawie zimno, a ja z Kalifornii przyleciałem, więc jestem rozgrzany chłopak. Mam troszeczkę inny status, więc czekałem tak naprawdę 2-3 tygodnie i tę torbę dostałem - zaczął swoją wypowiedź.
Lekarz zdradził, że model, który zabrał na ściankę kosztował 30 tysięcy dolarów, czyli ponad 120 tys. złotych. Dla niego nie jest to dużo.
Wiesz, jeżeli zarabiasz w walucie amerykańskiej i jeszcze w Beverly Hills, i pracujesz w Beverly Hills w Stanach Zjednoczonych, to jest to kwota, którą można zarobić w ciągu, nie wiem, jednego dnia, na przykład - dodał.
Podoba wam się zwykła torba za 120 tysięcy złotych?
TYLKO NA PUDELKU: Krzysztof Gojdź ujawnia, ile ma nieruchomości: "W Polsce może by mnie było stać, żeby TE 15 KUPIĆ"