Meghan Markle DOKLEIŁA Archiego i Lilibet do zdjęć z Disneylandu? Internauci przedstawiają "dowody"
Zdjęcie rodziny Sussexów z Disneylandu wywołało falę teorii spiskowych. Internauci twierdzą, że dzieci zostały wklejone w kadr za pomocą AI, a tajemnicza "odcięta" ręka podtrzymuje "lewitującą" Lilibet. Coś jest na rzeczy?
Photoshopowe wpadki wśród członków rodziny królewskiej nie są niczym nowym. Jakiś czas temu głośno było o nieuwadze grafika zajmującego się edycją zdjęć, który został oskarżony o pozbawienie najmłodszego syna Kate i Williama środkowego palca lewej dłoni.
Teraz o podobną praktykę oskarżono księcia Harry'ego i Meghan Markle. Małżonkowie opublikowali na Instagramie zdjęcie z rodzinnej wizyty w Disneylandzie, które stało się obiektem licznych teorii spiskowych. W weekend eksksiężna podzieliła się z fanami sielankowymi chwilami z wycieczki do parku rozrywki. Na zdjęciach dzieci Sussexów, Lilibet i Archie, miały zakryte twarze serduszkami, co miało na celu ochronę ich prywatności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Meghan i Harry oddali cześć Ukrainie
Jednak to nie powstrzymało fanów teorii spiskowych przed dogłębną analizą zdjęcia. Niektórzy twierdzą, że dzieci w ogóle nie były obecne na zdjęciu i zostały wklejone za pomocą sztucznej inteligencji. Inni sugerują, jakoby Lilibet "lewitowała", a do tego podtrzymywać ją miała tajemnicza "odcięta" ręka.
Spekulacje internautów
Jedna z teorii głosi, że rodzina w ogóle nie odwiedziła Disneylandu, ponieważ nikt inny nie zauważył ich obecności w parku i nie podzielił się zdjęciami. Inne sugerują, że to niania została wycięta z kadru, a zdjęcie zrobiono zimą, na co wskazywać miałby fakt, że Archie miał na sobie kilka warstw ubrań.
Rodzinne chwile w Disneylandzie
Podczas wizyty w Disneylandzie Meghan i Harry wraz z dziećmi korzystali z różnych atrakcjach, takich jak Dumbo the Flying Elephant i Cars. Rodzina miała również okazję spotkać księżniczkę Elsę z "Krainy lodu". Meghan podziękowała Disneylandowi za "dwa dni czystej radości" w poście na Instagramie, który obejmował również zdjęcia z rodzinnej wycieczki.
Wierzycie w domysły "internetowych detektywów"?