W połowie lipca mediami wstrząsnęły wieści o śmierci Joanny Kołaczkowskiej. Artystka kabaretowa zmagała się z nowotworem, a kciuki za jej powrót do zdrowia trzymali zarówno znani znajomi, jak i oddani fani. W poniedziałek zorganizowano ostatnie pożegnanie aktorki, w tym uroczystość świecką na wojskowych Powązkach w Warszawie.
Artur Andrus żegna Joannę Kołaczkowską. Padły poruszające słowa
Podczas pogrzebu głos zabrały osoby, którym Joanna była bardzo bliska. Wśród nich nie zabrakło Artura Andrusa, który pożegnał aktorkę w pięknych słowach. Podczas jego przemowy część żałobników aż nie była w stanie powstrzymać łez.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spotkaliśmy się po to, żeby pożegnać niezwykłą, jedyną, nieprawdopodobną, najważniejszą naszą Aśkę. Rodzina i przyjaciele to są wszystko ludzie, którzy ją zawsze otaczali, wymiennie, czasami rodzina stawała się przyjaciółmi, czasami przyjaciele rodziną, ale te dwie grupy zawsze się wokół niej zbierały - mówił. Na pewno zauważyliście, jakie poruszenie wywołała wiadomość najpierw o chorobie Aśki, potem o jej śmierci. Jak wiele ludzi, setki tysięcy ludzi, chciało coś na ten temat powiedzieć i zaczęli pisać wiersze, zaczęli pisać piosenki o Aśce. Niezwykłe jest to, że właściwie każda taka wypowiedź była powodowana tymi samym emocjami. Wszyscy odczuliśmy, że odszedł dla nas ktoś najważniejszy i tak trudno jest się z tym pogodzić, że musimy coś na ten temat powiedzieć.
Zobacz także: Na pogrzebie Joanny Kołaczkowskiej zbierane są datki zamiast kwiatów. Taka była jej ostatnia wola
Wspomniał też, że Kołaczkowska miała rzadki dar zjednywania sobie ludzi - i nie chodzi tylko o znane osobistości, lecz przede wszystkim miłośników jej talentu.
O Aśce mówiło się, że ona zbierała wokół siebie ludzi kolorowych, ale też trzeba powiedzieć, że zbierała ludzi szarych. Ona miała dla każdego czas. I spotykała się z takimi, którzy zdobywali świat, i z takimi, którzy z tym światem mieli problemy. Z każdym chciała się spotkać, ona nie stawiała takich warunków wstępnych przyjaźni czy znajomości, nie szukała czegoś w człowieku, co ją do tego człowieka zniechęca, tylko odwrotnie.
Podczas wzruszającej przemowy napomknął jeszcze o tym, jak Kołaczkowska widziała własny pogrzeb. Wspominała ponoć, że "nie musi być za bardzo śmiesznie", ale radość i smutek to przecież emocje, które towarzyszą każdemu z nas w codziennym życiu.
Ona nam trochę ułatwiła to pożegnanie, bo wielokrotnie mówiła, jak je sobie wyobraża. Mówiła, że będą jej przyjaciele, będą ją wspominali, będzie jej ukochana muzyka, ktoś z jej przyjaciół coś zaśpiewa - właściwie ona sama już powiedziała, jak to ma wyglądać. W jednej z takich wypowiedzi usłyszałem, jak powiedziała, że "nie musi być za bardzo śmiesznie". I to mnie jakoś uspokoiło, jeżeli nie musi być za bardzo śmiesznie, to nie musi też być za bardzo smutno, ale dlaczego nie może być tak i tak? Dlaczego nie mamy sobie teraz razem i popłakać, i się pośmiać? Te emocje towarzyszą nam całe życie wymiennie, to i niech teraz nam towarzyszą.
Andrus podzielił się też anegdotą na temat tego, jak on i Kołaczkowska pracowali razem nad piosenkami. Zacytował wtedy fragment maili, jakie Joanna wysyłała do niego na przełomie 2018 i 2019 roku. Były to wspomnienia humorystyczne, więc momentami wśród żałobników pojawiała się i odrobina śmiechu.
Wysyła 11 stycznia 2019 roku taki list krótki. "Chciałam ci przypomnieć o piosence o facecie ukrytym w polu maku i pszenicy". Już się pszenica pojawiła. "Kryje się przed nią, ale ona go dobrze widzi i kiedyś wyciągnie na wierzch i utrąci". To były zamówienia Joanny Kołaczkowskiej na piosenki, pozostałe wymyślę albo rozpuszczę w świat, bo będziemy też wymyślać takie historie związane z twórczością.