Polka, która oskarżyła Weinsteina o wykorzystywanie seksualne, przyznaje: "Staram się na niego patrzeć jak na CHOREGO człowieka"
Kaja Sokoła, która jako nastolatka marzyła o karierze aktorskiej, stanęła przed sądem, by zmierzyć się z Harveyem Weinsteinem. Choć sąd nie uznał go za winnego w jej sprawie, Sokoła podkreśla, że jej celem było wsparcie innych kobiet i pokazanie, że warto mówić prawdę.
Harvey Weinstein, niegdyś jeden z najpotężniejszych producentów filmowych, został skazany za przestępstwa seksualne. Wytoczone mu procesy stały się symbolem ruchu #MeToo, który nabrał siły po ujawnieniu licznych oskarżeń. Weinstein nie przyznał się do winy, twierdząc, że wszystkie kontakty seksualne odbywały się za obopólną zgodą.
Wśród kobiet, które zdecydowały się zeznawać, była także Kaja Funez Sokoła - polska modelka, która twierdzi, że padła ofiarą producenta jako nastolatka. Według jej relacji, była molestowana w wieku 16 lat, a w wieku 19 została zgwałcona. Sąd jednak nie uznał Weinsteina za winnego w jej sprawie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Predatorzy z Hollywood. Prawda o ich czynach wyszła na jaw
Sokoła udzieliła ostatnio obszernego wywiadu "Gazecie Wyborczej" w którym opowiedziała, jak brak wsparcia ze strony rodziny oraz manipulacje ze strony Weinsteina wpłynęły na jej życie. Choć doświadczenia te były bolesne, dziś podchodzi do nich z dystansem i współczuciem, co sama postrzega jako przejaw własnej siły.
Zanim opowiem tę historię dokładnie, wyjaśnię, że z domu rodzinnego wyniosłam dwie rzeczy: muszę być zawsze we wszystkim najlepsza i nie mam szans w Hollywood. (...) Zdecydowałam się zeznawać w tym procesie, bo chciałam pomóc w skazaniu Weinsteina. Najważniejsze dla mnie jest to, że w jednej z tych spraw został uznany za winnego, a więc zostanie w więzieniu. Został ukarany. Wciąż muszę przypominać, że nie miałam nic do ugrania - była to sprawa karna, wytoczona przez prokuraturę. Ale dobrze, powiem to raz jeszcze: nie zyskałam nic poza przekonaniem innych kobiet, że warto mówić prawdę. A dla siebie - zamknięciem rozdziału, 20 lat po tamtych wydarzeniach - tłumaczy.
ZOBACZ: Harvey Weinstein skazany za napaść seksualną. Ława przysięgłych nie uwierzyła w jego tłumaczenia
W dalszej części rozmowy Sokoła wraca wspomnieniami do początków swojej relacji z Weinsteinem. Opowiada o pierwszym spotkaniu w jego mieszkaniu, kiedy to próbował zaimponować jej, mówiąc, że to on stoi za sukcesem Gwyneth Paltrow i Penélope Cruz.
Kiedy po raz pierwszy byliśmy sami w jego mieszkaniu, powiedział mi, że to on stworzył Gwyneth Paltrow i Penelope Cruz. Na mnie, dziewczynie z Polski, która nigdy wcześniej nie zetknęła się z wielkim światem, zrobiło to oczywiście ogromne wrażenie. Bałam się go, ale jednocześnie dał mi np. list polecający do świetnej szkoły aktorskiej. Za jego sprawą pojawiłam się w filmie "Niania w Nowym Jorku". To była klasyczna metoda kija i marchewki. Zdominował mnie. Brakowało mi wsparcia rodziny - dodaje.
Sokoła przyznaje, że podczas procesu patrzyła na Weinsteina z zupełnie innej perspektywy - widziała w nim starego, schorowanego człowieka i zastanawia się, kim był naprawdę wtedy, gdy budził w niej strach, a kim jest teraz, po upadku wywołanym przez ruch #MeToo.
Myślałam o tym, jaki jest stary, kruchy i schorowany. Kim był wtedy, kiedy czułam przed nim strach, a kim jest teraz i co wydarzyło się od 2017 r., kiedy obalił go ruch #MeToo. Jako terapeutka, staram się na niego patrzeć jak na chorego człowieka. Nie chce mi się wierzyć, że latami krzywdził innych i to nie pozostawiło w nim żadnego śladu. Ale pamiętałam także o tym, jak bardzo się go bałam. Jak bałam się tego, że całkowicie zamknie mi drogę do produkcji filmowej. Potem dopiero dotarło do mnie, że to współczucie, które mimowolnie poczułam, jest oznaką mojej siły. Przetrwałam go i przepracowałam. Kiedyś miałam w sobie dużo złości, dziś już nie czuję, że muszę się bronić - przyznała w "Wyborczej".
Obecnie Sokoła jest psycholożką i producentką. Po rozwodzie wyjechała z synem do USA, gdzie założyła własną firmę.
Pierwszy produkowany przeze mnie film to powstający właśnie "Eden Express" z Jonahem Hauerem-Kingiem w głównej roli. Pełnię funkcję producenta wykonawczego, jednym z producentów jest również Stephen Fry. A sam film jest opowieścią biograficzną o synu Kurta Vonneguta, Marku. Pracuję też nad kolejnym filmem, z nagradzanym w Polsce i na świecie duetem. No i piszę książkę, mam agenta odpowiedzialnego za sukcesy "W drodze" i "Pamiętnika pozytywnego myślenia". Będzie o pokonywaniu traumy i wybaczaniu, także sobie samej. I powtarzaniu krzywdzących schematów z dzieciństwa, domowych wzorców. Mam 39 lat, Jeśli to wszystko, co się wydarzyło, nie pokonało mnie i nie zabiło, to wierzę, że mogę przetrwać wszystko - dodała.