Trwa ładowanie...
Przejdź na
Kokosimo
Kokosimo
|

Syn Beaty Tadli relacjonuje sytuację na granicy polsko-ukraińskiej: "Te widoki są dla mnie SURREALISTYCZNE"

Podziel się:

"Naprawdę nie wyobrażam sobie, co muszą czuć ci ludzie" - napisał Jan Kietliński, który podjął się misji humanitarnej na rzecz uchodźców. W serii poruszających relacji pokazał, jak wygląda sytuacja Ukraińców, którzy byli zmuszeni uciekać w popłochu z własnej ojczyzny.

Syn Beaty Tadli relacjonuje sytuację na granicy polsko-ukraińskiej: "Te widoki są dla mnie SURREALISTYCZNE"
Syn Beaty Tadli relacjonuje sytuację na granicy polsko-ukraińskiej (Instagram)

Trwająca od prawie dwóch tygodni wojna w Ukrainie doprowadziła do tego, że miliony mieszkańców zostało zmuszonych do porzucenia dawnego życia i odnalezienia się w nowej, przerażającej rzeczywistości. Setki tysięcy uchodźców pozbawionych dobytku życia tłoczą się w pociągach lub pokonują pieszo wielokilometrowe trasy, niejednokrotnie z dziećmi na rękach. Na szczęście wielu Polaków stanęło na wysokości zadania i ze wszystkich sił starają się ułatwić przybyszom nowy start. Do akcji dołączyły również osoby publiczne.

Kolejnym celebrytą, który nie zamierza siedzieć bezczynnie w obliczu pogłębiającego się kryzysu, jest Jan Kietliński. Syn Beaty Tadli był jednym z uczestników niedawnego protestu pod ambasadą Rosji wobec agresywnej polityki Putina.

Zobacz także: Syn Tadli szuka dla niej partnera: "Musiałby wspierać mamę, dbać o nią i tańczyć"

Na tym nie koniec. 21-latek pomaga na przejściach granicznych, rozwożąc niezbędny prowiant, ciepłą odzież, koce czy gorącą herbatę. Po wizycie na granicy polsko-słowackiej i węgiersko-ukraińskiej syn dziennikarki kontynuuje misję humanitarną na rzecz naszych wschodnich sąsiadów. Tym razem pojawił się w Przemyślu. W poniedziałek na Instastory Kietlińskiego zaroiło się od chwytających za serce zdjęć z wypełnionego przez uchodźców miasta na Podkarpaciu. Na zamieszczonych przez niego kadrach widać tłumy przygnębionych Ukraińców błąkających się po dworcu z przerażonymi dzieci, walające się po ziemi stosy ubrań oraz wolontariuszy pracujących na najwyższych obrotach.

Mimo że widziałem tych obozów tak dużo, te widoki są dla mnie nadal surrealistyczne... - napisał Kietliński. Z uwagi na stan ludzi i szacunek wobec nich w środku nie robiłem prawie w ogóle zdjęć. Jest też dużo więcej pomocy niż ostatnio - w tym ciepłe jedzenie. Działają też wolontariusze z World Central Kitchen.

A przed wejściem mnóstwo zmarnowanych ciuchów... No niestety, pod tym względem organizacja na Słowacji była dużo lepsza. Pokazywałem, że ubrania nie leżały tam w workach i na ziemi, a były segregowane i porozwieszane w ogromnych namiotach - dodał.

Jan nie ukrywa, że cała sytuacja napawa go ogromnym żalem i wywołuje poczucie bezsilności. Mimo to robi, co w jego mocy, by na coś się przydać.

Ogólnie jest tu smutno, szaro i dołująco... Naprawdę nie wyobrażam sobie, co muszą czuć ci ludzie, bo wszystko dookoła jest przygnębiające. Chaos, nerwy, emocje i łzy - podsumował.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
pudelek.pl