Wielka muzyczna kariera i tragiczny jej koniec. Za śmierć Krzysztofa Komedy obwiniał się jego przyjaciel
Muzyczna ścieżka Krzysztofa Komedy była z początku pełna przeszkód. Wybitny polski pianista jazzowy odnalazł jednak własną drogę i zyskał światową sławę jako autor muzyki do kilkudziesięciu filmów. Wydawało się, że Komeda stworzy jeszcze wiele wspaniałych kompozycji. Te plany pokrzyżowała niestety tragiczna śmierć muzyka.
Krzysztof Komeda-Trzciński urodził się w 1931 roku w Poznaniu. U progu dorosłości nic nie wskazywało na to, że zostanie sławnym muzykiem. Po ukończeniu szkoły średniej młody mężczyzna rozpoczął bowiem studia medyczne. Na podjęcie tej decyzji spory wpływ miała podobno matka Krzysztofa. Coraz większą rolę w jego życiu odgrywała jednak muzyka.
Fascynacja jazzem i początki kariery muzycznej
Podczas studiów Trzciński zainteresował się jazzem. W tamtym okresie przyjął także pseudonim "Komeda", którego używał później częściej niż nazwiska. Razem ze znajomymi muzykami zgłębiał tajniki jazzu, który był w Polsce zakazany aż do końcówki 1956 roku. Po odwilży październikowej zaczęto organizować pierwsze koncerty jazzowe.
Komeda stwierdził wówczas, że musi dokonać wyboru. Rzucił więc zawód lekarza i postanowił skupić się wyłącznie na muzyce. Na wczesnym etapie eksperymentował z różnymi nurtami. Ostatecznie skłonił się ku nowoczesnej formie jazzu. Dość szybko ukształtował się też stały skład sekstetu Komedy, który zaczął występować na festiwalach jazzowych w Polsce i za granicą.
Pierwsze filmowe kompozycje Komedy
Muzyka polskiego pianisty i jego zespołu była bardzo entuzjastycznie odbierana przez fanów gatunku oraz krytyków muzycznych. Krzysztof Komeda zaczął być rozpoznawalną postacią. Prawdziwym przełomem okazało się jednak tworzenie muzyki do filmów. Wszystko zaczęło się w 1958 roku od współpracy przy etiudzie filmowej "Dwaj ludzie z szafą". Jej reżyserem i scenarzystą był nikomu wówczas nieznany student łódzkiej filmówki – Roman Polański.
Komeda współpracował później wielokrotnie ze sławnym reżyserem, z którym połączyła go również przyjaźń. Kompozytor jazzowy napisał muzykę do pełnometrażowego debiutu Polańskiego, czyli filmu "Nóż w wodzie". W 1963 roku otrzymał on nominację do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Krzysztof Komeda skomponował także ścieżkę dźwiękową do filmów takich jak "Do widzenia, do jutra" czy "Niewinni czarodzieje".
Ten ostatni film, który w 1960 roku wyreżyserował Andrzej Wajda, nawiązywał zresztą do biografii Komedy. Główny bohater był bowiem lekarzem, który wieczorami grywał w jazzowym zespole. Kompozytor wystąpił też w filmie jako jeden z muzyków.
Kultowa muzyka do "Dziecka Rosemary" i tragiczny wypadek
Praca nad "Dzieckiem Rosemary" była dla Komedy jednym z najważniejszych momentów w karierze i – jak się później okazało – także jednym z ostatnich. Roman Polański, który po sukcesie w Europie zaczynał podbijać Hollywood, zaprosił swojego przyjaciela, by stworzył muzykę do najnowszego filmu.
Komeda z charakterystyczną dla siebie wrażliwością połączył delikatność kołysanki z niepokojącym lękiem. Stworzył w ten sposób jedną z najbardziej rozpoznawalnych ścieżek dźwiękowych w historii kina grozy. Najbardziej znany utwór, czyli "Kołysanka" w wykonaniu Mii Farrow, do dziś wywołuje u wielu ciarki na plecach.
Niestety, krótko po premierze filmu doszło do wypadku. W grudniu 1968 roku w Los Angeles Komeda wracał do domu razem z przyjacielem. Był nim kolejny sławny artysta, pisarz Marek Hłasko. W wyniku koleżeńskich przepychanek Komeda stracił równowagę i spadł ze skarpy. Muzyk trafił do szpitala, gdzie nie dopatrzono się poważnych urazów.
Podwójny dramat – śmierć Komedy i Hłaski
Stan Komedy zaczął się jednak wkrótce pogarszać i ponownie przewieziono go do szpitala. Okazało się, że w wyniku wypadku pojawił się krwiak mózgu. Kolejne tygodnie nie przynosiły natomiast poprawy. Co więcej, opłaty za opiekę medyczną w USA były gigantyczne. Żona Krzysztofa Komedy zdecydowała, by przewieźć kompozytora do Polski. Niestety mężczyzna nie obudził się już ze śpiączki i zmarł w kwietniu 1969 roku. Miał wówczas zaledwie 38 lat.
Marek Hłasko winił się za śmierć przyjaciela. Żona Komedy opowiedziała, że na krótko przed śmiercią męża Hłasko zwierzył się jej: "Jeżeli Krzysio umrze, to i ja pójdę". Tak też się faktycznie stało. Sławny pisarz całkiem się załamał. Zaczął pić jeszcze więcej niż do tej pory. Brał również środki uspokajające. Ciało Hłaski odnaleziono niespełna dwa miesiące po śmierci Komedy. Do dziś trwają spory, czy przedawkował te substancje przez pomyłkę, czy było to samobójstwo.
Mimo upływu ponad 56 lat od tragicznego wypadku, fani jazzu na całym świecie nadal zachwycają się kompozycjami Krzysztofa Komedy. Historia życia muzyka jest równie interesująca, co jego twórczość, choć niewątpliwie też bardzo smutna.