Wiosną ubiegłego roku całą Polską wstrząsnęła śmierć Magdaleny Żuk, która wypadła z okna szpitalu w Egipcie. Choć od tragedii minął już niemal rok, do dziś jej okoliczności pozostają niewyjaśnione.
Tymczasem 16 marca we Włoszech doszło do śmierci innej Polki, o tym samym imieniu. 39-letnia Magdalena J. wypadła z okna na piątym piętrze hotelu w mieście Olbia na Sardynii. Około godziny 6:45 na ulicy pod budynkiem znaleziono jej nagie zwłoki. Kobieta dzień wcześniej zameldowała się w hotelu ze swoim partnerem, Marco Messiną, który twierdzi, że choć był wówczas w apartamencie, nie widział co się stało, bo akurat w tym momencie wyszedł do łazienki.
Włoch zarzeka się, że jest niewinny i twierdzi, że nigdy nie skrzywdziłby Magdaleny, bo była miłością jego życia. Przeczą temu jednak zeznania innych gości hotelu Panorama, którzy twierdzą, że słyszeli z pokoju odgłosy awantury. Świadkowie twierdzą, że Messina krzyczał do Polki: "Dlaczego mi to zrobiłaś?"
Jak wskazują wstępne ustalenia policji, bezpośrednią przyczyną śmierci był upadek z dużej wysokości, jednak na ciele Magdaleny J. znaleziono też liczne ślady szarpaniny i bijatyki. Również Messina miał na sobie ślady walki.
W hotelowym pokoju znaleziono narkotyki i alkohol, a testy wykazały obecność obu substancji w ciele 44-latka w momencie zatrzymania. Mężczyznę przewieziono do szpitala psychiatrycznego, a po wytrzeźwieniu dwukrotnie przesłuchano w obecności adwokata. Prokuratura nie postawiła jeszcze Messinie zarzutów - śledczy czekają na sekcję zwłok.
Jak podają włoskie media, związek Polki i Włocha był bardzo burzliwy. Sardinia Post pisze, że kobieta wielokrotnie trafiała do szpitala ze śladami pobicia i była w głębokiej depresji. 39-latka miała się skarżyć, że partner źle ją traktuje i bije. Ponoć myślała o samobójstwie i szukała pomocy w lokalnym ośrodku zdrowia psychicznego.