Beata Ścibakówna zaczęła romansować z Janem Englertem, gdy była studentką, a on REKTOREM. Aktor zostawił dla niej żonę
Beata Ścibakówna i Jan Englert są małżeństwem od prawie 30 lat. Jednak nie za często opowiadają w mediach o początkach relacji. Kiedy i gdzie się poznali?
Świętująca 28 kwietnia 57. urodziny Beata Ściabkówna od prawie 30 lat jest w związku małżeńskim z Janem Englertem. W 2000 roku przyszła na świat ich córka, Helena, która dziś idzie w ślady rodziców i rozwija swój aktorski warsztat. Ostatnio o całej trójce było przy okazji spektaklu "Hamlet" wystawionego na deskach Teatru Narodowego w Warszawie. Ustępujący ze stanowiska dyrektor artystyczny obsadził w głównych rolach żonę i pociechę, czym naraził się na zarzuty o nepotyzm.
Artystyczny duet poznał się jeszcze w czasach, gdy Beata była studentką warszawskiej Akademii Teatralnej, a Jan jej rektorem. Po latach wspominał, że po pierwszy zwrócił uwagę na przyszłą aktorkę podczas wyjazdu do Australii, gdzie pojechali z przedstawieniem "Pan Tadeusz". Namówił ją wtedy do skakania przez fale i był pod wrażeniem bijącego ze Ścibakównej spokoju.
Wtedy przyjrzałem jej się uważniej, bo przedtem miałem do czynienia z kobietami raczej impulsywnymi - wspominał po latach.
Ich romantyczna relacja rozpoczęła się już po obronie aktorki, kiedy Jan zaprosił absolwentkę na kawę. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Dla nowej miłości reżyser rozstał się z żoną po 33 latach związku. Z Barbarą Sołtysik Englert ma trójkę dzieci, syna Jana i córki bliźniaczki.
Ścibakówna i Englert o łączącym ich uczuciu
W 2020 roku z okazji rocznicy ślubu Beata Ścibakówna po raz pierwszy podzieliła się na Instagramie zdjęciem ze ślubu. Po latach aktorka w rozmowie z "Faktem" wyznała, co ją pociąga w ukochanym i jaki jest fundament ich relacji.
Mądrość wieku dojrzałego zdecydowanie bardziej mnie pociąga niż niestałość młodości. Janek wie, czego chce. Czas wahań ma za sobą. Po męsku podejmuje decyzje. A poza tym wydaje mi się młodszy od wielu moich kolegów. Wiem, że mogę na niego liczyć. Każde z nas ciężko pracuje. Gdy jest się spełnionym prywatnie i zawodowo, wszystkie problemy rozwiązuje się łatwiej - mówiła.
57-latka uzasadniała także, czemu nie przyjęła nazwiska męża. Jak mówi, chciała uniknąć oskarżeń o to, że wykorzystuje pozycję męża do rozwijania swojej kariery. Wtedy deklarowała też, że ukochany nigdy nie wyreżyserował spektaklu z myślą o niej.
Nigdy nie ścigałam się z legendą męża i tym, kim jest. To bez sensu. Nie podpierałam się jego nazwiskiem, a on nigdy niczego specjalnie dla mnie nie wyreżyserował. Chciałam iść od początku swoją drogą i to się udaje - zaznaczała.
Dwa lata temu Jan Englert dał się żonie namówić na wywiad. Na łamach "Vivy!" i rozprawiał o ich związku. Zaznaczył, że ich relacja zmieniała się na przestrzeni czasu. Nie chciał jednak szukać sekretu udanego małżeństwa.
Jak zaczynaliśmy, relacja między nami była relacją – nie tylko z racji wieku czy mojego stanowiska, ale wszystkiego – kompletnie inną niż w tej chwili. Jeżeli po drodze nie było katastrofy totalnej, to znaczy, że nad wszystkim panowaliśmy. Jak to się działo? Po co to analizować? Jesteśmy razem 30 lat! - mówił.
Aktor odniósł się także do dzielącej ich różnicy wieku i pokusił się o porównanie do jabłek.
Było tyle etapów, tyle różnych momentów, szczególnie w dojrzewającej kobiecie i przejrzewającym mężczyźnie, czyli lekko nadgniłym jabłku, które szpaki przez te lata podziobały. Najważniejsze dziś, że jesteśmy obydwoje jadalni. Nieważne, czy jakiś robak w środku siedzi, czy nie. Dopóki jestem jadalny, w porządku. Jak zacznę być niejadalny, diabli wiedzą, co się wydarzy… - rozprawiał.
Piękna historia?