"Taniec z Gwiazdami" zadebiutował w polskiej telewizji już 20 lat temu, a hitowy format do kraju sprowadził TVN. Program szybko zdobył ogromną popularność i stał się idealną przestrzenią dla celebrytów, którzy chcieli pokazać się publiczności z innej niż dotychczas strony czy ugasić wizerunkowy pożar. Na salach treningowych i przed kamerami rodziły się gorące romanse i zacięte konflikty, co uczyniło z show prawdziwą fabrykę plotek, która przez lata trzymała przy życiu redaktorów tabloidów. Program przeżywał też kryzysy - lista mocnych i chętnych do tańczenia nazwisk bywała za krótka, aby utrzymać uwagę widzów i konieczne były przerwy, a nawet całkowite zniknięcie z anteny.
Premierze jesiennej edycji "Tańca z Gwiazdami" towarzyszyły ogromne fanfary - to nie tylko 30. odsłona show, ale i okazały jubileusz 20-lecia. Polsat mądrze postanowił zagrać kartą nostalgii i premierowy odcinek rozpoczął od wspominek, a sprytny montaż eksponujący m.in. namiętne momenty między Rafałem Maserakiem i Małgorzatą Foremniak przypomniał nam, czym program rozgrzewał nasze zmysły. Świetnym i niespodziewanym ruchem okazał się też powrót oryginalnej pary prowadzących czyli Huberta Urbańskiego i Magdy Mołek, którzy uzupełniali Krzysztofa Ibisza i Paulinę Sykut-Jeżynę. Jeśli coś w dzisiejszych czasach się na pewno sprzeda, to nostalgia właśnie i producenci doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Może ona jednak demaskować pewne bolączki i braki teraźniejszości.
Zobacz także: Internauci NIE rozpoznali Mai Bohosiewicz na parkiecie "Tańca z Gwiazdami": "Dobrze, że zapowiadają"
Nie ma żadnych wątpliwości, że formuła programu, sposób realizacji i budowania napięcia w ogóle się nie zestarzała i nadal zdaje egzamin. Roszady w jury, które kiedyś wydawało się nie do ruszenia czy zastąpienia, również nie zaszkodziły, a ten, kto wpadł na pomysł przebranżowienia Rafała Maseraka na jurora, powinien co miesiąc otrzymywać sowitą premię. W tej edycji kuleje jednak trochę najważniejszy składnik show, czyli obsada gwiazd.
Jak na jubileuszową edycję, to Edward Miszczak mógł postarać się zdecydowanie bardziej i wysupłać trochę więcej funduszy na większe nazwiska. Niby mamy mamy tu miks znanych i lubianych serialowych twarzy, jak choćby Barbarę Bursztynowicz czy Tomka Karolaka, jest też nieśmiertelna Ewa Minge i pierwsza w historii programu para kobieca, ale reszta to, mimo wszystko, show-biznesowy drugi, a często nawet trzeci garnitur. Sens "Tańca z gwiazdami" tkwi w obserwowaniu zmagań wielkich gwiazd i łapiących za serce historiach czy tabloidowych kontrowersjach - tutaj, póki co, program wypada skromnie i ratuje go jedynie szum wokół Agnieszki Kaczorowskiej i Marcina Rogacewicza. Widzów i jurorów wzruszyła Bursztynowicz, która śladem innych gwiazd "odnajdzie swoją kobiecość" na parkiecie, ale jeśli chodzi o potencjał narracyjny tej edycji, to byłoby na tyle. Swoją drogą, wspomniany Karolak występujący w kolejnym programie rozrywkowym i biorący za to grube pieniądze, a w zamian dający z siebie okrągłe zero… Ciężko powiedzieć, czy to jeszcze komedia, czy już brak szacunku do widzów i zatrudniającej go stacji.
Zobacz także: Tomasz Karolak zadebiutował na parkiecie "Tańca z Gwiazdami". Widzowie surowo: "SŁABIUTKO"
W dodatku, choć pewnie nie takie było zamierzenie produkcji, materiały emitowane przed występami poszczególnych par podkreślały tylko, jak stosunkowo skromną obsadę udało się skompletować - do walki zagrzewały je bowiem m.in. Doda, Anna Lewandowska, Małgorzata Kożuchowska, Olaf Lubaszenko i Ewa Chodakowska. Takie nazwiska na parkiecie rozbiłyby bank! I budżet Polsatu…
A skoro o budżecie mowa, to zdecydowanie większa podwyżka należy się Agnieszce Kaczorowskiej, która wyrosła na niekwestionowaną gwiazdę show i jest jednym z niewielu powodów, dla których ten biznes jeszcze się Miszczakowi kręci. Kaczorowska uosabia bowiem wszystko, za co pokochaliśmy ten program: świetny taniec, mądrze przygotowane występy i zakulisowe historie, których potwierdzenia wypatrujemy na parkiecie.
Budowane tygodniami w social mediach napięcie znalazło swój efektowny finał już w pierwszym odcinku. Romantyczny pocałunek z Marcinem Rogacewiczem przed kamerą, choć wyglądający na niezaplanowany, to jak Gwiazdka we wrześniu - obdarowani zostali widzowie, gazety i serwisy plotkarskie. Po wszystkim para nie wyszła do dziennikarzy na wywiady, co w normalnych okolicznościach zostałoby przyjęte z dużym rozczarowaniem, ale to ostatecznie mądra decyzja. W kolejną niedzielę znów usiądziemy przed telewizorami, a na ewentualne pytania Kaczorowska i Rogacewicz odpowiedzą na parkiecie. Majstersztyk.
"Taniec z Gwiazdami" na przestrzeni ostatnich 20 lat skreślano już wielokrotnie i przepowiadano, czasami skutecznie, że czas odłożyć go na półkę. Kto wie, być może jubileuszowa edycja show okaże się jego ostatnią, bo z każdą kolejną coraz trudniej będzie zapełnić listę uczestników pierwszoligowymi nazwiskami. "Taniec z gwiazdami" bez prawdziwych gwiazd straci przecież sens... A jeśli jeszcze Agnieszka Kaczorowska znów zdecyduje się ustatkować, to Edward Miszczak faktycznie będzie miał poważny problem…