Bagi odczarował w "TzG" wizerunek influencerów i bananowych dzieci? Ekspert od marketingu: "Influencerzy to nowa generacja gwiazd"
Mikołaj "Bagi" Bagiński wyszedł z "Tańca z gwiazdami" nie tylko z Kryształową Kulą i 200 tysiącami złotych, ale i zwycięstwem, które ciężko przeliczyć na złotówki czy nagrodzić statuetką. Czy popularny twórca internetowy odczarował wizerunek influencerów i przekonał ludzi, że nie jest tylko "bananowym dzieckiem"? O opinię poprosiliśmy eksperta i osoby związane z programem.
Za nami wielki finał jubileuszowej edycji "Tańca z Gwiazdami", w którym po Kryształową Kulę siegnął Mikołaj "Bagi" Bagiński. Choć popularny influencer wypadł najsłabiej z całej finałowej trójki, jeśli chodzi o noty jurorskie, to wsparcie telewidzów zapewniło mu zwycięstwo. I jak to zwykle bywa w takich przypadkach, nie obyło się bez kontrowersji i gorących dyskusji w sieci. Internauci zastanawiają się, czy o triumfie powinny decydować umiejętności, czy wystarczy "jedynie" sympatia fanów programu.
Zobacz także: Finał "Tańca z Gwiazdami" za nami. Po triumfie Bagiego sekcja komentarzy ZAPŁONĘŁA: "Talent przegrał z siłą LAJKÓW I ZASIĘGÓW"
Po ogłoszeniu werdyktu Bagi wygłosił płomienną przemowę, podczas której zdradził, że jego misją w programie było odczarowanie wizerunku młodych ludzi. 24-letni gwiazdor internetu porwał się nawet na odważną deklarację, że chciałby być "reprezentacją całego młodego pokolenia".
Wchodząc do tego programu, miałem kilka misji. Jedną z nich było to, żeby pokazać pokolenie młodych ludzi jako fajne osoby i zdjąć z nas łatkę osób, które nie robią fajnych rzeczy, które siedzą w domu, które siedzą na telefonach i nie są ciekawe. Chcę, by mój występ był reprezentacją całego młodego pokolenia
Bagi nie był wprawdzie pierwszym influencerem, który wystąpił w "Tańcu z gwiazdami" -na przestrzeni lat na parkiecie mogliśmy oglądać już m.in. Angelikę Muchę, Julię Żugaj czy Maffashion. Ba, nie jest nawet jego pierwszym zwycięzcą, bo przecież zaledwie kilka miesięcy temu (również w oparach kontrowersji) z Kryształowej Kuli cieszyła się Maria Jeleniewska. Bagiński wchodził do programu z łatką bananowego dziecka, młodego milionera i influencera, a to niekoniecznie sprzyjający bagaż wizerunkowy. Widzowie jednak szybko go pokochali, przymykając oko na taneczne niedoróbki. Okazuje się, że Bagi doskonale wiedział, że setki tysięcy obserwatorów w sieci nie muszą wcale zagwarantować mu powodzenia w oczach tradycyjnej telewizyjnej publiczności.
Mikołaj od początku na wszystkich zrobił bardzo dobre wrażenie, przede wszystkim swoją dojrzałością i smykałką do interesów. On wie, że choć "Tańca z Gwiazdami" raczej nie oglądają jego fani, to przed telewizorami nadal chętnie zasiadają ich rodzice i dziadkowie, do których może w ten sposób dotrzeć. Influencerzy często mają nieco zakrzywiony pogląd na swoją popularność i myślą, że internetowy fejm z automatu przenosi się też na realia telewizyjne. Mikołaj pod tym względem twardo stąpa po ziemi i wie, że musiał dać się poznać widzom "tradycyjnego" medium
Bagi ujął telewidzów swoją naturalnością, a przed drzwiami do studia zostawił wszystkie irytujący przywary influencerów - przyklejony do ręki telefon, przerośnięte ego i walizki z pieniędzmi, z którymi zdarzało mu się przecież pozować w social mediach. Ciężko ocenić, czy to wykalkulowanie, czy charyzma, ale jeśli ktoś potrafi w ludzki i sympatyczny sposób pokazać w kamerze spiętych i wystudiowanych zazwyczaj Lewandowskich, to jest to umiejętność nie do przecenienia. Tym bardziej że towarzysząca mu sława, miliony na koncie czy właśnie "ziomalstwo" z gigantami pokroju Lewych, zupełnie nie odebrało mu aury "zwykłego", sympatycznego chłopaka. A to misja, która niekoniecznie zakończyła się powodzeniem w przypadku występujących wcześniej w "TzG" influencerek. Starsi widzowie być może nadal nie rozumieją, czym de facto zajmuje się taki influencer, ale polubili go jak miłego syna sąsiadów.
Co ciekawe, Bagiński, wzorem wielu innych par z obecnej i poprzednich edycji show, nie zdecydował się na tanie zabiegi czy stworzenie narracji, która miałaby zachęcać ludzi do oddawania głosów. Nie było tu żadnej skomplikowanej opowieści czy "drogi do przejścia", sugestii romansu z taneczną partnerką czy wyciskającej łzy historii. To klasyczne chwyty, po które sięgają często "tradycyjne" gwiazdy, tymczasem młodsze pokolenie ich nie znosi, wyczuwając wyrachowanie i manipulacje. Nawet najbardziej sceptycznym krytykom byłoby trudno zarzucić mu granie na emocjach wątkiem siostry z zespołem Downa, bowiem Matylda jest już tak nieodłączną częścią internetowej działalności Bagiego, że jej obecność w "Tańcu z Gwiazdami" była tylko jej naturalnym przedłużeniem.
Zobacz także: Mikołaj "Bagi" Bagiński ujawnił, na co wyda 200 TYSIĘCY ZŁOTYCH, które wygrał w "Tańcu z Gwiazdami"!
Można więc śmiało powiedzieć, że głosy widzów zawdzięczał temu, że go najzwyczajniej na świecie polubili. Złego słowa o Bagim nie mogą powiedzieć też uczestnicy programu. Aleksander Sikora wyznał w rozmowie z Pudelkiem, że młodszy kolega pozytywnie go zaskoczył.
Bagi mnie po prostu pozytywnie zaskoczył. W programie poznajesz ludzi nie przy wywiadach, tylko wtedy, kiedy ktoś jest zmęczony po 8 godzinach prób, kiedy coś nie wychodzi, kiedy trzeba jeszcze raz powtórzyć choreografię, a już wszyscy marzą o domu. I on w tych momentach był super. Skupiony, ale z dystansem, wspierający, zwyczajnie fajny w kontakcie. (…) Dużo się śmialiśmy, a jednocześnie było czuć, że to dla niego ważne i że traktuje tę przygodę, nazywaną "Tańcem z Gwiazdami", serio, bez udawania.
Podobnego zdania jest też Piotr Musiałkowski, który w jubileuszowej edycji "Tańca z gwiazdami" partnerował piosenkarce Lanberry. Tancerz nie ukrywa, że po bliższym poznaniu Bagiego, sam stał się fanem jego treści.
Bagi dał się poznać jako młody człowiek z ogromną pasją i energią. Zakochałem się w nim jako w człowieku po odcinku rodzinnym - jego relacja z siostrą i jej wsparcie to ogromna wartość. Do tego tworzył naprawdę wybitny kontent: przemyślany, ciekawy i angażujący. Sam z przyjemnością go śledziłem. Jednocześnie był dobrym, empatycznym kumplem. Fajnie, że mamy takich reprezentantów młodego pokolenia
Czy to morze pochlebnych opinii oznacza, że Bagi "odczarował" mało pozytywny (szczególnie wśród starszych odbiorców) wizerunek influencerów? Z taką tezą polemizowałby Kamil Sokołowski - założyciel agencji marketingowej Brand Buddies, zajmującej się współpracami z influencerami. Jego zdaniem twórcy internetowi to "nowe gwiazdy".
Pozytywny odbiór Bagiego to przede wszystkim jego osobisty sukces, choć w pewnym stopniu wpływa także na postrzeganie influencerów jako grupy. Nie zgadzam się jednak z narracją, że influencerzy jako całość wymagają zbiorowego "odkłamywania" stereotypów. Również celebrytom znanym z telewizji i ścianek od zawsze towarzyszyły stereotypy, żarty i mocna krytyka. Nigdy nie była to też grupa ciesząca się największym uznaniem społecznym. Mechanizmy się nie zmieniły - influencerzy to po prostu nowa generacja "gwiazd".
Utarło się również przekonanie, że internetowi celebryci nie mają za wiele do zyskania, gdy "idą do telewizji", bo przecież i tak zarabiają głównie w sieci. To jednak nie do końca prawda - zwycięstwo Bagiego w "TzG" może również pozytywnie odbić się na jego zarobkach i wartości reklamowej. Nic zatem dziwnego, że influencer zapewniał, że "czeka na (kolejne - przyp. red.) zaproszenia" z telewizji.
Stała obecność w tradycyjnych mediach - może z wyłączeniem wszelkich "pato-reality" - zwiększa atrakcyjność twórcy w oczach marketerów i pozytywnie wpływa na stawki za kampanie realizowane w social mediach. Twórcy, którzy potrafią łączyć oba światy, są dziś preferowanym wyborem wielu reklamodawców
Bilans Bagiego po "Tańcu z Gwiazdami" wydaje się być zatem nader pozytywny: zwycięstwo w programie, przeznaczenie wygranej na cele charytatywne, podreperowanie wizerunku influencerów, podbicie stawek reklamowych i potencjalnie dłuższy romans z telewizją. Wy też spojrzycie na młodych twórców internetowych łaskawszym okiem po tym, co pokazał w Polsacie?