Była partnerka Tomasza Komendy przyznaje, że nie ma środków do życia: "Sytuacja jest TRAGICZNA"
Anna Walter, była partnerka Tomasza Komendy i matka jego syna, udzieliła wywiadu, w którym opowiedziała o swojej dramatycznej sytuacji. Jak przyznała, musiała założyć zbiórkę, ponieważ nie ma środków do życia. Zdradziła również, kiedy relacja między nią a Komendą zaczęła się psuć.
Tomasz Komenda, niesłusznie skazany na 25 lat więzienia, wyszedł na wolność po 18 latach i otrzymał blisko 13 milionów złotych odszkodowania jako rekompensatę za doznane krzywdy moralne i społeczne. Wydawało się, że po odzyskaniu wolności uda mu się zacząć nowe życie. U jego boku pojawiła się Anna Walter, którą poznał za pośrednictwem aplikacji randkowej. Podczas premiery filmu "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" para się zaręczyła, a Walter była już wtedy w ciąży. Wkrótce potem Komenda w rozmowie z Faktem nazywał ją swoją "pierwszą i ostatnią miłością".
Po narodzinach syna Filipa ich relacja zaczęła się jednak pogarszać. W lutym 2022 roku kobieta w rozmowie z Pudelkiem potwierdziła, że jej związek z Komendą jest już przeszłością.
Niestety to prawda. Tomek odszedł od rodziny w lipcu zeszłego roku - przekazała nam.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tomasz Komenda dostał od Rafała Collinsa kilka ofert pracy. "Wybrał najtrudniejszą"
Tomasz Komenda zmarł w lutym 2024 roku, a przed sądem ruszyło postępowanie spadkowe. Pierwsza rozprawa odbyła się 16 października, co może sugerować istnienie testamentu. Gdyby go nie było, cały majątek zgodnie z prawem przypadłby jego jedynemu synowi, Filipowi, w ramach dziedziczenia ustawowego - w takim przypadku postępowanie najpewniej zakończyłoby się już na pierwszym posiedzeniu. Tak się nie stało.
Anna Walter udzieliła niedawno nowego wywiadu, w którym opowiedziała, jak obecnie wygląda jej codzienne życie. Wyznała również, że problemy w jej związku z Tomaszem Komendą zaczęły się w momencie, gdy otrzymał odszkodowanie.
Początki były ciężkie, bo Tomek mimowolnie wracał myślami do tego, co się stało w zakładzie karnym, ale bardzo dużo rozmawialiśmy. To były tak naprawdę dni i noce przegadane i przepłakane. Chodził też do psychologa i tak naprawdę po każdej wizycie było widać, jaki ogromny ciężar z siebie zrzucał. (...) Nasz wspólna codzienność wyglądała całkiem normalnie. Ja chodziłam do pracy, on pracował zdalnie i w ogromnej mierze miał wolne, więc był w domu, gotował obiady. Na początku naprawdę było super, dopóki nie pokazały się te pieniądze. (...) Wydaje mi, że wiele osób w takim momencie by się pogubiło. Po drugie Tomek zrezygnował z psychologa i niestety popadł w używki. Do tego kłótnie z rodziną i to jak ludzie zaczęli go postrzegać po otrzymaniu pieniędzy - powiedziała "Faktowi".
Walter opisuje, że przez kilka miesięcy Komenda całkowicie nie utrzymywał kontaktu z synem, ale mimo to ona starała się go informować o życiu dziecka. Gdy wrócił, oczekiwał, że spotkania będą odbywały się na jego warunkach, co nie odpowiadało Walter, zwłaszcza że chłopiec był mały, a Komenda (według niej) nie radził sobie z podstawową opieką. Dlatego wystąpiła do sądu w kwestii zabezpieczenia kontaktów Komendy z synem.
Tak dziś żyje była ukochana Tomasza Komendy
Jak dziś wygląda sytuacja Anny Walter? Jak przyznaje, jest bardzo trudna – zarówno finansowo, jak i emocjonalnie. Choć niewielkiego wsparcia udziela jej brat Tomasza Komendy, Gerard, to - jak podkreśla - nie są to kwoty porównywalne z alimentami, jakie wcześniej otrzymywała. Kobieta mówi, że jej główne źródła dochodu to świadczenie 800+ na dwóch synów oraz po 500 zł alimentów z funduszu alimentacyjnego.
Sytuacja jest tragiczna. (...) Można powiedzieć, że jestem uwięziona w domu, bo Filip dosyć dużo choruje. Tak naprawdę od stycznia może miesiąc był w przedszkolu. Ale najgorzej jest z moim średnim synem, Jankiem, który przeżył śmierć Tomka. Bardzo się do niego przywiązał. Nie rozumiał, dlaczego się rozstaliśmy, a śmierć Tomka to wszystko pogorszyła i mam z nim spore problemy. Chodzę po psychiatrach, psychologach, bo ma stwierdzone ADHD i częściowe niedostosowanie społeczne. Cały czas muszę być pod telefonem. Zdarza się, że nawet trzy razy w tygodniu dzwonią ze szkoły i muszę go wcześniej zabierać, bo ma silne napady złości. Teraz będę starała się dla niego o orzeczenie. Chciałabym pójść do pracy, móc to wszystko jakoś sama powiązać, wyjść do ludzi. Nie mam nawet możliwości, żeby teraz pójść gdzieś na pół etatu. Zresztą ja też się leczyłam, bo mam depresję...
Chciałabym wrócić na terapię, pomóc dzieciom, nie daje już rady, dlatego założyłam zbiórkę, bo ja naprawdę nie mam już siły, długo się wahałam czy prosić obcych ludzi o wsparcie, wiem, że pojawią się różne komentarze, hejt, nie chciałam tego robić, ale nie mam na życie. Tak po prostu, tak po ludzku jestem w tej sytuacji uwięziona - dodała.