Na festiwalu w Opolu wieje nudą: drętwi prowadzący i znowu te same piosenki (RELACJA Z KONCERTU)
W piątkowy wieczór rozrywkę Polakom miał zapewnić drugi dzień 62. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Miał... Niegdyś najbardziej prestiżowe wydarzenie muzyczne roku, dziś jest do bólu nudne. Przeciętne piosenki, drętwi prowadzący i brak gościa obowiązkowego. Czy jest sens to dalej ciągnąć?
Od 12 do 15 czerwca na antenie TVP1 odbywa się 62. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu. W piątkowy wieczór miał miejsce prawdopodobnie najbardziej wyczekiwany dzień wydarzenia, w skład którego wchodził koncert "Premier" i "Superjedynek". Pierwsza część koncertów na deskach opolskiego amfiteatru miała stanowić powiew świeżości na polskim rynku muzycznym i być zapowiedzią tego, co w teorii zdominuje listy przebojów. Miejmy nadzieję, że teoria pozostanie teorią...
Jak zaznaczył na wstępie prowadzący Łukasz Nowicki, w tym roku na koncert "Premier" zgłosiła się rekordowa liczba artystów. Niestety, ilość w tym przypadku nie idzie w parze z jakością. Czym kierowano się podczas wyboru tych dziesięciu wykonawców spośród prawie trzystu chętnych, naprawdę ciężko powiedzieć. Widzowie i publiczność, która nie zgromadziła się wcale tak licznie w Opolu, bo na widowni świeciły dziury, musieli wybrać, na kogo oddać swój głos, a wybór naprawdę nie był łatwy.
Koncert "Premier" był przeciętny do granic możliwości
Jako pierwszy wystąpił Mateusz Ziółko z piosenką "Prosta piosenka o miłości", która nie wyróżniała się absolutnie niczym, choć wokalista ma głos. Być może dlatego telewizje wciskają go każdorazowo do programów muzycznych. Potraficie wymienić jakąkolwiek jego autorską piosenkę? No właśnie. Z kolei Ania Iwanek po prostu fałszowała, wykonując utwór "Nie dla nas". Równie przeciętnie prezentowali się Poparzeni Kawą Trzy, Sound’n’Grace czy Paula. Natomiast Pectus, którego "kochamy" tylko za jedną piosenkę i kolędowania, zaśpiewał "Solo" vol. 2.
Ale nie było aż tak beznadziejnie, bo na wyróżnienie z pewnością zasługuje Bovska, która wniosła na scenę powiew świeżości z piosenką "Dzwonisz", a Patrycja Markowska z utworem "Miłość, wiara, nadzieja" zaliczyła naprawdę przyzwoity telewizyjny powrót. Dominik Dudek już podczas polskich preselekcji do Eurowizji udowodnił, że jest artystą z potencjałem, a piosenka "Też będziemy tęsknić" tylko to potwierdziła. Był też ktoś, kto zupełnie odstawał od pozostałych. Katarzyna Żak, śpiewająca "Bo jeśli miłość ma kres", zaprezentowała coś teatralnego i uroczego, czego potwierdzenie stanowiły wyniki głosowania.
ZOBACZ TAKŻE: Za nami koncert "Premiery" podczas festiwalu w Opolu 2025. Wiemy, kto wygrał tegoroczny konkurs
Podczas pierwszej części piątkowego festiwalu usłyszeliśmy też ubiegłorocznych zwycięzców "Premier", tj. zespoły Zabłocki Osobiście & Czesław oraz Józefina & Skubas. Było to po prostu "okej", co już w 2024 roku powinno nam zapalić czerwoną lampkę pt. "Co się dzieje z Opolem?" Na szczęście byli również Andrzej Piaseczny i Robert Chojnacki, którzy świętując 30-lecie albumu "Sax & Sex", trochę rozruszali znużoną widownię.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oskar Cyms NIE TOLERUJE śpiewania z playbacku. Czy kiedykolwiek zdarzyło mu się z tego skorzystać? Oto co powiedział
Nawet najgorsze wydarzenia telewizyjne potrafią uratować charyzmatyczni prowadzący. W tym przypadku Paulina Chylewska i Nowicki sprawiali jednak wrażenie, jakby byli w Opolu za karę. Interakcja z publicznością została ograniczona do absolutnego minimum, a Nowicki wydawał się, jakby zapomniał wypić kawy. Z kolei dla Chylewskiej był to 17. występ na festiwalu i, chyba już czas powiedzieć: dość. Gwiazda TVP była ewidentnie znużona, przejęzyczała się i nie mogła oderwać wzroku od kartki. Ktoś chyba powinien jej przypomnieć, jak Dorota Wellman i Marcin Prokop rozkręcili w ubiegłym roku Top of the Top Sopot Festival.
Niemniej jednak gospodarze drugiej części programu wypadli nieco lepiej. Artur Orzech z łatwością rzucał anegdotami, a Gabi Drzewiecka, w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, pamiętała, że na miejscu są też widzowie.
"Superjedynki" w Opolu: haniebny brak Steczkowskiej
Nie da się ukryć, że druga część piątkowego festiwalu wypadła znacznie lepiej, choć szału nie było. Serię występów rozpoczął zespół IRA, który rozbudził półprzytomnych już widzów swoimi hitami. Miłym zaskoczeniem był również występ Kasi Stankiewicz z zespołem Varius Manx, przypominający, za co kiedyś pokochali ich Polacy. Patrycja Markowska, nie wiadomo czemu, wystąpiła też w drugiej części, na jej nieszczęście, bo tym razem ze swoim przebojem "Jeszcze raz" wypadła znacznie gorzej.
Było Myslovitz z trzecim już "nowym" wokalistą i jedną starą piosenką. Była Doda, która tym razem rozgrzała do czerwoności scenę, a nie portale plotkarskie. Były też Elektryczne Gitary i piosenki, które oczywiście każdy zna. Identycznie wyglądało to w przypadku Feela, Voo Voo czy Macieja Maleńczuka, utwory znane i lubiane, wręczenie statuetki i tak w kółko. Innymi słowy, jeśli ktoś włączyłby telewizor przypadkiem, nie wiedziałby, czy to powtórka z ubiegłych lat, czy tegoroczny koncert.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Internauci podzieleni po występie Kuby Badacha i Miuosha w Opolu: "Sztos" vs "Co to było?! Zepsuć tak fajną piosenkę"
Poza szereg dosłownie i w przenośni wyszła Urszula, która śpiewała wśród publiczności. Nie można jednak uznać "Superjedynek" i w ogóle całego 62. Festiwalu Krajowej Piosenki Polskiej za jakikolwiek udany. Powód jest jeden: brak Justyny Steczkowskiej. Artystka w ciągu ostatniego roku zawojowała nie tylko polskie, ale i europejskie media z piosenką "Gaja", udowadniając, że poziomem nie odstajemy od światowych gwiazd. Mimo to tajemnicze animozje między diwą a TVP wzięły górę. W ten oto sposób jedyna polska artystka, o której ostatnimi czasy było naprawdę głośno, nie pojawiła się w opolskim amfiteatrze, co możemy uznać za jawną porażkę publicznego nadawcy, bo w końcu moglibyśmy usłyszeć coś nowego, a nie po raz kolejny odgrzewane kotlety. Nasuwa się zatem bardzo przygnębiające pytanie: czy jest sens to kontynuować?