Za nami Top of the Top Sopot Festival 2025: "Festiwal w cieniu tragedii. Nadal szuka własnego rytmu"
Tegoroczna edycja "Top of the Top Sopot Festival" zakończyła się w cieniu tragicznej wiadomości o śmierci Stanisława Soyki. Impreza zdążyła wzbudzić sporo emocji, ale w świetle tego wydarzenia nikt nie będzie pamiętał o kłopotach technicznych czy nietrafionych dźwiękach.
Festiwal w Sopocie na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat przeszedł kilka metamorfoz, a TVN wytrwale próbuje przywrócić mu dawny blask pod szyldem Top of the Top Sopot Festival. Impreza, przynajmniej w zamyśle, miała być nowocześniejszą i ambitniejszą odpowiedzią na święto polskiej piosenki w Opolu. Niestety, takiego finału czterodniowego muzycznego maratonu nie spodziewał się nikt. Dosłownie na minuty przed planowanym występem Stanisława Soyki w Operze Leśnej, stacja przerwała transmisję "z niezależnych od nich powodów", a kilkadziesiąt minut później poinformowano o śmierci artysty.
Zobacz: Stanisław Soyka nie żyje. Artysta miał wystąpić na festiwalu w Sopocie. TVN wydał oświadczenie
TVN stanął w obliczu tragedii przed bardzo trudną decyzją, ale producenci słusznie zaufali swojemu instynktowi - w obliczu takiej informacji kontynuowanie transmisji byłoby w złym guście. Zakulisowy dramat szybko uruchomił falę plotek i domysłów, a pasmo na żywo nie jest odpowiednim miejscem na konfrontację z nimi. Również z szacunków do pozostałych artystów występujących tego wieczoru w Sopocie, którzy ostatecznie i tak zdecydowali się oddać hołd zmarłemu artyście wykonując utwór "Tolerancja" - już bez kamer, bardziej jako ludzką reakcję na tragedię i sposób na uczczenie jego pamięci.
Organizatorzy po raz kolejny postawili na czterodniowy maraton muzyczny i ofertę, która ma trafić do jak najszerszego grona widzów. Mieliśmy więc noc disco coverów, międzypokoleniowe duety, rywalizację dopiero walczących o sławę i Bursztynowego Słowika debiutantów oraz zaplanowany koncert raperów przy akompaniamencie orkiestry, który wprawdzie rozpoczął się zgodnie z planem w Operze Leśnej, ale nie był transmitowany w telewizji. Ostatecznie zdecydowano się go całkowicie przerwać w świetle informacji o śmierci Soyki.
Artyści występujący w Sopocie ponownie musieli zmierzyć się z kłopotami technicznymi i realizacją dźwięku, która w odbiornikach telewidzów mogła pozostawiać wiele do życzenia. Dla wielu wykonawców, nawet tych najbardziej doświadczonych, stanowiło to nie lada wyzwanie i mocno wpłynęło na jakość ich występów. W sieci oberwali za to m.in. Andrzej Piaseczny i Patrycja Markowska. Sporo słów krytyki padło też pod adresem Carli Fernandes. 22-letnia piosenkarka mogła pochwalić się wpadającym w ucho utworem, ale nie poradziła sobie zbyt dobrze z wykonaniem na żywo. Nie przeszkodziło jej to jednak w sięgnięciu po Bursztynowego Słowika. Niejako zwieńczeniem problemów z nagłośnieniem był występ zespołu Kult, podczas którego publiczność przez dłuższy czas w ogóle nie słyszała wokalu Kazika Staszewskiego.
Producent wykonawczy festiwalu w rozmowie z Pudelkiem ucieszył się na pytanie o plagę problemów technicznych i niezadowolenie widzów z jakości dźwięku, ale jego linią obrony było zapewnienie, że transmitowane przez TVN wydarzenie jest przygotowywane przede wszystkim z myślą o publiczności zasiadającej w Operze Leśnej. Wypada jednak mieć nadzieję, że w przypadku kolejnych edycji imprezy, prześladujące festiwal (i artystów!) problemy z dźwiękiem zostaną naprawione albo przynajmniej zminimalizowane.
Najmocniejszymi punktami festiwalu były momenty, w których albo stawiano na show, albo fenomenalne występy wokalne. Z pewnością dobrą decyzją okazało się odpowiednie zagospodarowanie gwiazd popu pokroju Margaret czy Natalii Nykiel, którym pozwolono na sopockiej scenie zaprezentować coś żywcem wyciągniętego z ich własnych koncertów, zamiast wciskać na siłę w festiwalowe ramy. Pozytywnie zaskoczyła również Natasza Urbańska, która jeśli tylko weźmie na warsztat odpowiedni repertuar, udowadnia, że jest absolutnym scenicznym zwierzęciem. Natalia Szroeder z kolei po raz kolejny udowodniła, że wokalnie jest na naszym rynku w ścisłej czołówce i niegroźne jej żadne problemy z odsłuchem czy inne techniczne przeszkody. Zamiast żyć nostalgią i wspomnieniami o mocarnych wokalach sprzed lat, mamy przed sobą młodą artystkę, której można słuchać bez końca.
Przy okazji poprzednich edycji festiwalu Top of the Top, sporo zastrzeżeń zgłaszano pod adresem prowadzących. W tym roku ponownie zdecydowano się na roszady i rotacje, a debiut na sopockiej scenie zaliczyła Izabella Krzan. Natomiast jeśli jest osoba, która powinna być spokojna o swoją pozycję i być może prowadzić już wszystkie tego typu wydarzenia, to zdecydowanie był nią Mateusz Hładki. Warsztat, prezencja, dykcja i melodia wypowiedzi przywodząca na myśl "starych i dobrych" prezenterów telewizyjnych czyni go idealnym kandydatem i dobrze widzieć, że TVN w końcu zdał sobie z tego sprawę i odpowiednio go "zagospodarował".
A wy jak oceniacie tegoroczny festiwal w Sopocie? Powinien być kontynuowany w dotychczasowej formule czy to już czas na kolejne zmiany?
Zobacz też: Ciężarna Joanna Lazer z Red Lips odsłoniła brzuch i ujawniła płeć dziecka na scenie w Sopocie