Awantura Rozenek i Korwin Piotrowskiej o operacje plastyczne: "Zawstydzanie kobiet ich wyglądem to broń oprawcy, nie wyzwoliciela" (OKIEM PUDELKA)
Mijający tydzień przyniósł nam to, co tygryski (i pudelki) lubią najbardziej - głośne wypowiedzi wywołujące ogromne oburzenie, zacięte kłótnie celebrytek i zakulisowe dramy w popularnym show. Kto tym razem trafił do naszego podsumowania "Okiem Pudelka"?
Mamy dopiero początek sierpnia, ale konkurs na "Ojca Roku" został już chyba rozstrzygnięty. Krzesimir Dębski, który rzadko uzewnętrznia się w mediach, postanowił zrobić wyjątek i jasno powiedzieć, co mu leży na sercu. A co mu raczej nie leży - nie leży mu na pewno twórczość syna. Radzimir Dębski, którego medialna i muzyczna kariera rozpoczęła się od wygrania konkursu zorganizowanego przez Beyonce, nie może narzekać ani na popularność, ani na uznanie krytyków. Okazuje się jednak, że największego i być może jedynego krytyka ma we własnym domu.
Krzesimir Dębski, zapytany o dokonania syna, postanowił odłożyć na bok maskę wspierającego ojca i wyraził swoje rozczarowanie komercyjnym charakterem jego działalności. Przy okazji połechtał swoje ego zapewniając, że to, z czego słynie Jimek czyli remiksowania znanych i lubianych utworów, on sam robi od dawna w formie wygłupów. I być może dałoby się w tym wszystkim doszukać jakiejś nadinterpretacji i niesprawiedliwego przypisywania Dębskiemu słów, których de facto nie wypowiedział, ale jego gorzkie miny i rozczarowane spojrzenie mówiły zdecydowanie więcej niż chciał przekazać światu.
Nie powinno zatem nikogo dziwić, że reakcje na wypowiedź słynnego kompozytora były w dużej mierze negatywne, a internauci ironicznie komentowali, że "nie ma to jak wspierający ojciec". O prywatnym życiu sławnych i bogatych wiemy tak naprawdę niewiele, więc gdy tylko nadarza się okazja, przy której (często nieświadomie) uchylają drzwi do swoich problemów, malujemy ich całe portrety psychologiczne. Dębskiego wcale nie trudno oskarżyć o zazdrość, rywalizację z własnym synem i niemożność pogodzenia się z faktem, iż Radzimir, nawet jeśli nie sztuką najwyższej miary, osiąga sukcesy i popularność na całym świecie, o których on mógłby już tylko pomarzyć.
Przerażony takimi wnioskami artysta pośpieszył wyjaśnić, że jego słowa zostały "przekręcone" i porównał się nawet do ojca Mozarta, ale to tłumaczenie na niewiele się zdało. Dębski może i skomponował wiele niezapomnianych przebojów, które zapisały się złotymi nutami w historii polskiej muzyki, ale jako ojciec i mąż, tylko tym jednym wywiadem, nie bardzo trafił w odpowiednie dźwięki…
Za nami prezentacja jesiennej ramówki Polsatu i nie ma żadnych wątpliwości, że najwięcej szumu wywołał "Taniec z Gwiazdami". Nieśmiertelny show miał w swojej historii kilka edycji, które nie bardzo ekscytowały widzów, ale tym razem producenci postarali się, żeby nikt nawet nie próbował narzekać na nudę. Tegoroczny skład uczestników jest naszpikowany znanymi nazwiskami, a towarzyszące im życiowe dramaty mają skłonić widzów do tłumnej obecności przed telewizorami.
Podczas ramówki wszystkie oczy były zwrócone na trzech wesołych rozwodników: Marcina Rogacewicza, Michała Czerneckiego i Maurycego Popiela. Szczególne emocje budzi udział tego pierwszego, bo aktorowi na parkiecie ma towarzyszyć Agnieszka Kaczorowska, z którą łączy go również prywatna więź. Kaczorowska w tanecznym zbliżeniu z czyimś (byłym) mężem zapewniała już wysoką oglądalność w poprzednich edycjach, więc i tym razem powinno być podobnie.
Gdyby tego było mało, doczekamy się również pierwszej damsko-damskiej pary w historii polskiego "Tańca z Gwiazdami" - Katarzyna Zillmann zatańczy z Janją Lesar. Na homofobów czeka nie lada zagwozdka. Oglądać czy nie? Z jednej strony, moralnie są przeciwko takim pomysłom. Z drugiej, widok dwóch kobiet razem, w dowolnej konfiguracji, to ich ulubiona fantazja. Kto by pomyślał, że to właśnie Polsat rzuci naszemu społeczeństwu takie wyzwanie…
Rzutem na taśmę do naszego podsumowania załapała się afera z Małgorzatą Rozenek-Majdan i Karoliną Korwin Piotrowską w rolach głównych. Dziennikarka nie bierze wolnego od obsmarowywania celebrytek nawet w weekendy, a tym razem na celownik wzięła gwiazdę TVN i jej bogate koleżanki, które - zdaniem Korwin Piotrowskiej -postanowiły wyglądać jak siostry i genetyczny brak pokrewieństwa wyrównać z pomocą medycyny estetycznej.
Była prowadząca "Magla Towarzyskiego" z sobie tylko znanym miksem pompatyczności i wulgarności napomknęła o kobietach, które mają "siano w mózgu", "armii bezmyślnych klonów" i są "symptomem problemu cywilizacyjnego" oraz "dystopijnym horrorem". Rozenek szybko odparowała koleżance zarzutem o "współczesny bodyshaming", antyfeministyczną postawę i budowanie zasięgów na hejcie. A to wszystko w sobotni poranek…
I żeby była jasność, po obu stronach padło tu sporo trafnych argumentów. Nie ukrywajmy - obszczekiwanie celebrytek przez Korwin Piotrowską niewiele ma wspólnego z realną troską o los inspirowanych przez nie kobiet, a więcej z utrwalaniem medialnej pozycji naczelnej komentatorki RP. Prawdą jest też to, że to gwiazdy tworzą i utrwalają standardy piękna, za którymi część ich odbiorczyń będzie mniej lub bardziej świadomie podążać.
Ciężko jednak przypuszczać, że ten sam mechanizm, który wpędza kobiety w kompleksy czyli zawstydzanie ich z powodu wyglądu, nagle zacznie przynosić odwrotne efekty i skusi kogokolwiek do idealizowanego "bycia sobą". Zawstydzanie kobiet ich wyglądem to broń oprawcy, a nie wyzwoliciela. Rozenek-Majdan jest produktem naszych czasów - kobietą, która większą część życia spędziła z dala od medialnego zgiełku, a gdy już trafiła do show-biznesowej maszyny, zrobiła to, co sądziła, że się od niej oczekuje czyli przestała przypominać siebie.
Ktoś powie, że z ofiary stała się katem i to ona śrubuje teraz standardy wpędzające inne kobiety w panikę i mobilizujące do wydawania kroci na poprawki w gabinetach medycyny estetycznej. Ale czy to nie robi trochę z tych kobiet ślepych owieczek bez żadnej decyzyjności? I w końcu, czy można mieć pretensje do kogoś, kto chcąc być liderem w rozgrywce o popularność, przyjmuje agresywne zasady gry? Przecież to samo robi Korwin Piotrowska - gdyby świat dziennikarstwa wyglądał inaczej, nie musiałaby opierać swojego medialnego bytu o agresywne wypowiedzi, bo widzialność w mediach zapewniałaby jej czysta merytoryka. Rzeczywistość jest jednak brutalna, a sukces mierzony klikalnością i odsłonami, a tych nie zapewni literacka recenzja filmu, tylko pyskówka z celebrytką.
Rozenek i Korwin są więc w tej samej sytuacji - dostosowały się do panujących realiów. Czy ktoś wątpi w to, że dyskusja na temat standardów piękna i odpowiedzialności znanych i lubianych za wzorce, które promują, jest ważna? Absolutnie nie. Czy komukolwiek zależy na rozmowie o systemie, który jest temu winny, ale bez wściekłego wytykania palcem jednostek? Też chyba niekoniecznie… Może kiedyś Korwin Piotrowska przypomni sobie, że jest dziennikarką, a nie sędzią szafującą na lewo i prawo wyrokami. Wierzymy też, że za decyzjami kobiet, które decydują się na mocną ingerencję w swój wygląd, stoi więcej powodów niż "bo tak chcę" i może, gdy tylko przestaniemy na nie krzyczeć, kiedyś nam o tym opowiedzą...