Pies NIE POZNAŁ Krzysztofa Gojdzia po liftingu za 150 tysięcy złotych: "Zaczął mnie wąchać"
Krzysztof Gojdź niezwykle chętnie rozprawia o niedawnej, spektakularnej metamorfozie. Pierwszym naocznym świadkiem wizualnej przemiany celebryty okazał się jego pies. Cosmo musiał wyostrzyć węch, by rozpoznać w nim swojego pańcia.
Krzysztof Gojdź odpowiada za odpicowany wygląd wielu gwiazd światowego formatu. Właściciel sieci klinik medycyny estetycznej za oceanem niejednokrotnie chwalił się, że dostąpił zaszczytu upiększania lic takich osobistości amerykańskiej popkultury, jak Lana Del Rey, Cameron Diaz czy Paris Hilton. W końcu sam postanowił trafić pod nóż, fundując sobie kosztowny lifting twarzy, wyceniony na bagatela 150 tysięcy złotych.
Wystarczyła sumienna praca zaprzyjaźnionego chirurga i prawie 8 godzin spędzonych pod znieczuleniem ogólnym, by 52-latek mógł olśniewać swym wyraźnie odświeżonym wyglądem. Gładziutkie lico zadebiutowało już na stołecznych eventach, a jak podkreśla jego dumny posiadacz, w ten sposób dopasował się do hollywoodzkich standardów. Zdaje się jednak, że nie wszyscy z otoczenia celebryty podzielają jego entuzjazm.
Krzysztof Gojdź wspomina pierwsze spotkanie z psem po wykonanym liftingu
Najwierniejszym towarzyszem przyjaciela wielu gwiazd światowego formatu jest jego pies, Cosmo. Uroczy cavapoo był ostatnio widziany, jak dreptał z gracją po warszawskich chodnikach. Jego właściciel wspomniał o ukochanym pupilu, którego zabrał do studia podcastu "Na zdrowie". To właśnie czworonóg jako pierwszy zobaczył pooperacyjne blizny swego pana. Niestety, początkowo go nie rozpoznał...
Piesek zaczął mnie wąchać najpierw. Byłem cały w bandażach po operacji, ale ja siebie dopiero zobaczyłem kolejnego dnia przy zmianie opatrunków - opowiedział.
Prowadząca dopytywała Krzysztofa Gojdzia, czy w takim razie Cosmo rozpoznał go wyłącznie po zapachu. Jej gość odpowiedział twierdząco. Całej rozmowie przysłuchiwało się urokliwe zwierzątko, które jednak nie wykazywało szczególnego zainteresowania.
Dziwicie mu się?