Kayah ma za sobą trudny rok. Straciła matkę, ojca i psa. "Człowiek ze złamanym sercem uczy się patrzeć mrokowi w oczy"
Kayah miała ostatnio niezwykle trudny okres. Najpierw, pod koniec lutego, artystka pożegnała tatę, a kilkanaście dni temu zmarła jej mama. W najnowszym wywiadzie gwiazda podzieliła się swoimi emocjami po tej bolesnej stracie.
Kayah to niekwestionowana ikona polskiej sceny lat 90. i dwutysięcznych. Jej ponadczasowe przeboje sprawiają, że wciąż cieszy się ogromną popularnością - o czym świadczą nie tylko tłumy na koncertach, ale też częste wywiady, których bywa bohaterką. Choć rzadko mówi o życiu prywatnym, w jednej z rozmów otwarcie opowiedziała o trudnym dzieciństwie. Chodziło głównie o relację z ojcem, który zostawił rodzinę dla innej kobiety, gdy Kayah była jeszcze dzieckiem. To wydarzenie zostawiło trwałą, bolesną bliznę w ich kontakcie. Gwiazda nie kryła, że brakowało jej od ojca miłości i czułości.
Ojciec mnie nie kochał. I tę traumę noszę w sobie od lat. Myślę, że często u podstaw braku samoakceptacji leży relacja z rodzicami. Ojciec mnie krytykował, wręcz znęcał się psychicznie
W lutym wokalistka poinformowała o jego odejściu.
Julia Wieniawa o decyzji Kayah. "Zatkało mnie!"
Kilka miesięcy później Kayah pożegnała także mamę, Krystynę. W jednym z wpisów na Instagramie przyznała, że każde z tych pożegnań było dla niej ogromnym ciosem. Gwiazda wspomniała też o stracie swojego ukochanego czworonoga.
Moi mili. Ten rok nie należy do najłatwiejszych dla mnie. Pożegnałam Greya, 5 dni później tatę, a teraz mamę. Pożegnania są trudne. Nawet na peronie, chociaż wiemy, dokąd jedzie pociąg. Staram się stawić temu czoła. Szczególnie spotykając tak cudowną publiczność na koncertach - pisała.
Wątek straty został również poruszony w najnowszym wywiadzie dla "Wprost". Zapytana o to, jak określiłaby punkt życia, w którym się znalazła, odpowiedziała:
Pożegnania nie są łatwe, nawet te na peronie, choć wiesz, dokąd jedzie pociąg. W czasie pogrzebu powiedziałam, że moja mama nigdy, w żadnym człowieku, nie widziała niczego złego. Mawiała, że "nie ma ludzi złych, są tylko niekochani". Potrafiła każdego wysłuchać i usprawiedliwić. Gdy żegnasz matkę, to naprawdę żegnasz kawał siebie. Kiedy zaś nie masz już dwojga rodziców, dorastasz w mgnieniu oka. Ale to są truizmy. Najgorsza okazuje się potem codzienność. Każdy z nas przechodzi to w inny sposób. Często w moich piosenkach opisywałam stratę, ale też ją gloryfikowałam, służyła mi często za inspirację. Myślałam, że umiem sobie z nią radzić.
Dopytana przez dziennikarkę: "Ale tym razem nie do końca?", dodała:
Ponieważ wszystko odbyło się na przestrzeni kilku miesięcy, człowiek ze złamanym sercem uczy się patrzeć mrokowi w oczy. Jest w jakiś sposób zaimpregnowany. Czasem włącza się wyparcie. Czasem rzuca się w ramiona życzliwych ludzi, bo boi się spać sam. Czasem włącza wszystkie możliwe światła w domu i telewizory, by gadającymi głowami zagłuszyć pustkę. A czasem idzie w miasto, by chcieć być jego częścią, a jednocześnie boleśnie zrozumieć, że choć świat pędzi dalej. Tak jak pisałam, w piosence "Na paluszkach": "Czy świat umrze trochę kiedy ja umrę?"