Nie ma co ukrywać, że największym wydarzeniem medialnym tego tygodnia był mocno niemedialny ślub Kingi Dudy. Wiadomość o tym, że córka Andrzeja Dudy pobrała się w Pałacu Prezydenckim początkowo przyjęto z niedowierzaniem, ale przedstawiciele prezydenta szybko ją potwierdzili i rozpoczął się prawdziwy wyścig o ustalenie szczegółów ceremonii. Jaką suknię miała na sobie panna młoda, w jakiej fryzurze przysięgała miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz jak wyglądał i ile kosztował weselny talerzyk. I przede wszystkim - kto za to wszystko zapłacił?! Szybko bowiem pojawiły się komentarze, że skoro ceremonia została zorganizowana w Pałacu, to Duda pewnie wysupłał na nią z kieszeni podatników. Tego typu aluzje zostały oficjalnie zdementowane i naród zapewniono, że prezydent wyłożył na weselisko ze swoich. Ciekawe, kto mu płaci…
Niesmak pozostał, bo uroczystość organizowana w Pałacu Prezydenckim na moment przed końcem drugiej kadencji Dudy budzi raczej jednoznaczne skojarzenia i zupełnie niepotrzebnie upolitycznia najważniejszy dzień w życiu jego córki. Szczęśliwie dla niej, ojciec lada chwila odda najwyższy stołek w państwie, a to z pewnością wyciszy zainteresowanie mediów wokół niej, jej małżeństwa i życia w ogóle. Na to przynajmniej liczy pewnie sama zainteresowana, która przez ostatnią dekadę publiczne wspieranie ojca ograniczyła do minimum. No cóż, życzymy wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia - i Kindze, i Andrzejowi.
Zobacz też: Na ślubie Kingi Dudy pojawiła się artystka związana z TVP: "Czy zagrałam na jej ślubie? Być może"
Z kolei o powrocie na starą ścieżkę kariery powinna poważnie pomyśleć Ewa Chodakowska, która jest obecnie w w swojej erze skandalistki. Ledwo umilkły echa jej pasjonującej batalii z "lenistwem pod płaszczykiem ciałopozytywności", a w sieci rozpętała się kolejna afera z jej udziałem. Tym razem popularna trenerka naraziła się fankom reklamowaniem pakietu badań, który ma pomagać w diagnostyce endometriozy. Zaledwie kilkanaście minut po pojawieniu się reklamy, social media zalały głosy ekspertów, lekarzy i kobiet zmagających się z endometriozą, którzy zgodnym chórem nie zostawili na Chodakowskiej suchej nitki. Główny zarzut? Tego typu pakiety nie są przydane specjalistom, a endometriozę są w stanie wykryć jedynie badania kliniczne. Ewa, której słowo "przepraszam" przychodzi zazwyczaj ciężej niż zrobienie stu pompek w minutę, szybko pokajała się publicznie i przeprosiła fanki za ewidentne niedopatrzenie. Pogroziła też przy tym, że tematu endometriozy nie zostawi i przygotuje projekt, który tym razem spełni oczekiwania kobiet i realnie im pomoże.
Kontrowersje nie są obce Chodakowskiej i towarzyszą jej od początku medialnej kariery. Kwestionowano jej wykształcenie i fachowość, zarzucano jej treningom, że są niebezpieczne dla stawów czy podważano kompetencje w kontekście ćwiczeń dla ciężarnych kobiet, skoro sama nigdy, przynajmniej według wiedzy podanej do publicznej wiadomości, w ciąży nie była. Wygląda więc na to, że cokolwiek nie zrobi, zawsze znajdą się krytycy. Ale! I tutaj być może szokująca propozycja… Może Ewie Chodakowskiej zrobiłoby dobrze skupienie się na tym, za co pokochały ją miliony Polek czyli skuteczne i dostępne ćwiczenia bez ruszania się z domu, a resztę powinna zostawić ekspertom? Oczywiście, zrozumiałe jest to, że wraz z rozwojem i rozbudową ogromnej już platformy pojawia się nie tylko apetyt na więcej, ale i poczucie odpowiedzialności i sprawczości i nikt tego Chodakowskiej zabronić nie może. Natomiast z czysto wizerunkowego punktu widzenia, zamiast radości i obiecanych endorfin, mamy ostatnio tylko frustrację, złość i żal. Czy wokół takich emocji chce funkcjonować? Po wybuchu ostatniej afery Ewa wylądowała półnaga na okładce "Vivy!", w którym "nie gryzła się w język". Aż strach pomyśleć co będzie teraz…
Weekend (słusznie!) zdominowały doniesienia z Londynu i absolutny triumf Igi Świątek w finale Wimbledonu. Polka rozgromiła rywalkę w niecałą godzinę i sięgnęła po prestiżowe trofeum, które wręczyła jej sama Księżna Kate. To ważne zwycięstwo dla Świątek i to z wielu powodów. Ostatnimi czasy tenisistka nie miała zbyt udanej passy, a niedzielni kibice szybko się od niej odwrócili. W sieci pojawiało się mnóstwo krytycznych komentarzy, analiz domorosłych ekspertów tenisa i nawoływań do zwolnień w ekipie sportsmenki. Okazało się, że mamy w kraju więcej speców od gry w tenisa niż w piłkę nożną.
Bezapelacyjny triumf na Wimbledonie powinien zamknąć im wszystkim usta - przynajmniej na chwilę. Nasi kibice muszą w końcu pojąć, że sportowcy to nie maszyny, a okresy słabszej gry są naturalną koleją rzeczy. Wieszanie psów na najlepszej polskiej tenisistce wszech czasów, bo doświadczała zupełnie zrozumianej obniżki formy, jest najzwyczajniej śmieszne i jest totalnym brakiem szacunku do jej talentu i osiągnięć. Nawet, gdy Świątek przegrywa, powinniśmy nosić ją na rękach i całować po nogach, którymi tak zręcznie stawia swoje legendarne już małe kroczki na korcie.
Zobacz też: Robert Lewandowski pogratulował Idze Świątek memem. Teraz odpowiedziała mu WYMOWNYM gifem