Dominika Serowska nieraz bywa krytykowana za swoje modowe wybory, zarzucany jej pogardliwy stosunek do swojego wybranka serca czy rzekomo rozpaczliwe szukanie atencji. Zdecydowanie nie można jednak jej odmówić konsekwencji w działaniu zmierzającym do zagrzania na dłużej miejsca w polskim show-biznesie. Wzorem najlepszych influencerek utrzymuje stały kontakt z fanami, nie mając najmniejszych krępacji przed opowiadaniem o najróżniejszych obszarach swojego życia.
ZOBACZ: Dominika Serowska zdradza, ile schudła po narodzinach Romea: "Walczę z kilogramami po ciąży"
Życiowa towarzyszka Marcina Hakiela, a zarazem matka ich syna, ponad 4-miesięcznego Romea, jeszcze bardziej uaktywniła się w sieci w momencie przyjścia dziecka na świat. Bez ogródek przyznała, że pociechy tancerza z poprzedniego związku, a w szczególności jego pierworodny, nie wykazują szczególnego zainteresowania przyrodnim braciszkiem. Nic zatem dziwnego, że Dominika jest wręcz zasypywana pytaniami o relacje panujące w ich najbliższym otoczeniu.
Dominika Serowska nie stara się przypodobać dzieciom Hakiela
Zaintrygowana tą wypowiedzią prowadząca podcast "co przekazuJESZ" zaprosiła do studia zyskującą na popularności 32-latkę, która, zgodnie z tematyką programu, nawiązała do swoich ulubionych smaków wyniesionych z domu rodzinnego. Korzystając z okazji, nie mogła nie zapytać też o to, jak się tworzy patchworkową rodzinę.
Trudno. Na pewno nie jest to prosta sprawa. To jest dużo emocji każdego z członków tej rodziny w różnych aspektach. Na pewno jest to do zrobienia, ale wymaga dużo empatii, dużo cierpliwości ze strony wszystkich. No nie może być tak, że to jest tylko od jednej osoby. To musi iść od wszystkich, także na pewno nie jest to proste, ale wydaje mi się, że jak się chce, to da radę pokonać te wszystkie przeciwności - tłumaczyła.
W dalszej części rozmowy Dominika Serowska została zapytana, czy postrzega siebie jako macochę.
Nie lubię tego słowa, tak samo jak nie lubię słowa "ojczym", więc nie, nie czuję się macochą, nie jestem też koleżanką. Myślę, że jestem po prostu partnerką ojca, nową partnerką ich taty.
Kontynuując ten wątek, gościni zmierzyła się też z pytaniem o budowanie relacji z dziećmi swojego partnera.
Wydaje mi się, że trzeba to robić bardzo instynktownie i naturalnie. Ja w ogóle nie jestem taka, żeby mi zależało, żeby ktoś mnie lubił, więc ja to robię naturalnie, czyli to nie jest tak, że ja chodzę za tymi dziećmi i nie wiadomo co robię. Normalnie z nimi rozmawiam, jak one chcą do mnie przyjść, coś pogadać, coś mi opowiedzieć, pokazać, to spoko. Jak ja chcę się coś zapytać, to się pytam, ale to nie jest tak, że my sobie wszyscy siedzimy na głowie, jak one są u nas w tygodniu i tam nie wiadomo jakie cyrki odwalam, żeby one mnie polubiły czy cokolwiek. Nie, jestem sobą. Trzeba dać im przestrzeń, nie osaczać ich swoją osobą - wytłumaczyła na swoim przykładzie.
Doceniacie jej szczerość?